poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Na zakończenie projektu...

Udało nam się! Wytrwaliśmy.

Włożyliśmy wiele trudu, jak i serca, do tworzenia naszego bloga. Niejednokrotnie bywało nam ciężko pogodzić obowiązki redakcyjne ze szkolnymi, ale chcieliśmy znaleźć czas i zrobiliśmy to. Teraz nasza praca zaowocowała wygraną drugiej edycji na najbardziej poetyckie liceum Wrocławia!

Port Literacki, który był dla nas finałem projektu, dobiegł właśnie końca. Pół roku naszej pracy zostało zwieńczone, a my zastanawiamy się co dalej, ponieważ dzięki udziałowi w konkursie, wiele się w nas zmieniło. Projekt ukształtował nasze osobiste spojrzenia na współczesną poezję. Postawiono nas w rolach krytyków, a to nauczyło nas oceniać teksty cudze, jak i własne. Spotkania z zawodowcami, którzy z literaturą obcują na co dzień, pozwoliły nam czerpać z rogu obfitości i zdobyć wiedzę, niezwykle użyteczną do matur, a możliwe, że i niezbędną na przyszłych studiach. Ostatecznie relacje z Portu Literackiego, jak i te inne z wielu pamiętnych spotkań, zmuszały nas do wejścia w skórę dziennikarzy.

Utworzyliśmy zgraną, współpracującą grupę, a dodatkowo motywowani wygraną, chcemy działać dalej. Wraz z naszą „szefową” Joanną Stefańską, postanowiliśmy wznowić działanie zawieszonej tymczasowo gazety szkolnej LO IX – onia Trojańskiego. Niewykluczone, że oznacza to również kontynuowanie aktywności blogerskiej.

Tyle o przeszłości i przyszłości. Dzisiaj cieszymy się z naszego sukcesu, o który ciężko walczyliśmy. Miło jest wreszcie dotrzeć do końca drogi i udać się na wyczekiwany odpoczynek, aby bogatszym o wiedzę i doświadczenie, ruszać w kolejną drogę, po nowe wyzwania.

Dziękujemy wszystkim zaangażowanym:
Po Dziewiąte.



niedziela, 21 kwietnia 2013

21 kwietnia - Ostatni dzień Portu, czyli końcówka projektu.





O godz. 13:00 Klubem Festiwalowym rozpoczął się ostatni dzień Europejskiego Portu Literackiego Wrocław. Na kameralnej scenie jako pierwsza pojawiła się Jorie Graham, która opowiadała nie tylko o „Prześwitach” ale również dawała rady młodym poetą jak pisać. Autorka zostawiła publiczność w zachwyceniu i niedosycie, który na pewno zostanie zaspokojony o godź 18:00 podczas Języków Obcych.







Kolejnym „odpytywanym” był Jerzy Jarniewicz. Podczas słuchania o tomiku "Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną" miałyśmy wrażenie z koleżanką, że sam pan Jerzy był lekko zestresowany albo może oczarowany swoją przedmówczynią. Przez scenę przewijały się żarty a sam artysta stwierdził, że "Jarniewiczowi tak bardzo nie wierzyć". Dlaczego nie? :) Spotkanie zakończyło się jakże miłym i romantycznym zdaniem "Tylko wiersze miłosne mają rację bytu. Po co pisać wiersze jeśli się nie kocha?".





Ostatnim gościem Klubu Festiwalowego był Zbigniew Rybczyński, który osobiście mnie zdenerwował. Byłam pod wielkim wrażeniem Jorie Graham tymczasem pan Rybczyński pozwolił sobie na ostrą krytykę osoby amerykanki a także jej poglądów. Juror zamiast opowiadać o konkursie Nakręć Wiersz cały czas wyrażał wzburzenie postawą pisarki czym na pewno zszokował cała publiczność. O samym konkursie nie powiedział nic.




O godz. 14:00 na Scenie Kameralnej Impartu zostało wyświetlonych 15 filmów, które dostały się do ścisłego finału. Wszystkie bardzo interesujące, profesjonalne, emocjonalne, nieco psychodeliczne. Naprawdę współczujemy jurorom, ponieważ mają ciężkie zadanie wybrać ten jeden jedyny.



Monika Pietraszewska

 ________________________________________________________________________________


Konkurs Nakręć wiersz przeniósł w tym roku kolejne kilkanaście utworów na zupełnie nową płaszczyznę – animacje jak i filmy umożliwiają odbiór audiowizualny, który znacząco różni się od przeżywania czytanej poezji papierowej. Dzięki nim, zyskaliśmy również wstęp do świata emocji i wyobraźni twórców, co zaowocowało naprawdę szalonymi doświadczeniami, które wywarły piorunujące wrażenie w niektórych przypadkach.

    
Zaraz po tej odsłonie Laboratorium Literackiego przyszła kolej na Odsiecz, z którą przyszło na pomoc polskiej poezji współczesnej ośmioro autorów, już po debiutach książkowych. Czasu było naprawdę niewiele, co przełożyło się na sposób prowadzenia imprezy przez p. Karola Maliszewskiego, co z przykrością stwierdzam, że rozczarowało część publiczności. Z braku czasu nie robili jednak problemu Jakobe Mansztajn ani Grzegorz Kwiatkowski, którzy bili rekordy czytania na czas i to dość efektownie. Dobre wrażenie zrobił też Waldemar Jocher, choć moimi faworytami są zdecydowanie Izabela Kawczyńska, która fantastycznie oddaje słowami uczucia, i Dawid Majer, kreślący wręcz fenomenalne obrazy słowami na kartkach papieru, tu warto wymienić jeszcze raz Jakobe Mansztajna, który w ekspresowym tempie przedstawiał nam abstrakcyjne i zawiłe sytuacje, zmuszające wyobraźnię słuchacza do takiego samego sprintu.
    
Tempo zwolniło dopiero na kolejnym spotkaniu – planowo z Julią Fiedorczuk, Jerzym Jarniewiczem i Katarzyną Jakubiak, a faktycznie z Barbarą Klicką, która odczytała kilka wierszy p. Fiedorczuk, ku naszemu rozczarowaniu, nieobecnej. Pozwoliło to jednak na dłuższe i spokojniejsze rozmowy z p. Jarniewiczem i p. Jakubiak, o ich ujęciu rzeczywistości w literaturze i pryzmatach, przez które postrzegają świat otaczający ich na co dzień. Tak w swoistej stopklatce antyhistorii możemy dokładnie przyjrzeć się długiemu procesowi tworzenia, choć Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną przyniósł on jedynie Nieostre widzenia.
    
Spotkanie z serii Języki obce było przewidywalnie interesujące, a głównym wątkiem, ciągnącym się już zresztą od Przemysława Owczarka, przez Julię Fiedorczuk aż po Jorie Graham była przyroda, jej rola w naszej codzienności i dostrzeganie w niej piękna.
    
Po momencie dla nas kulminacyjnym, jakim było wręczenie nagród Laboratorium Literackiego, w tym i w konkursie Szkoła z poezją, przyszedł czas na zwieńczenie całego tegorocznego festiwalu – ostatni z koncertów – występ Kim Nowak. Można go nazwać ukoronowaniem całej imprezy, gdyż publiczność nie była tak rozochocona i zaangażowana na żadnym z poprzednich wydarzeń muzycznych. Tym miłym, choć stosunkowo mocnym akcentem zakończyła się osiemnasta edycja Europejskiego Portu Literackiego i jedyne, czego pozostaje nam cierpliwie przez kolejny rok wyczekiwać, to jeszcze bardziej zajmująca, zaskakująca i interesująca edycja dziewiętnasta.

Zuzanna Chabielska


Relacja z Portu Literackiego. Sobota, 20 kwietnia.


Klub Festiwalowy


Drugi dzień festiwalu rozpoczął się o godzinie 13, od Klubu Festiwalowego. Trzy krótkie spotkania miały za zadanie zachęcić publiczność do przybycia na wieczorne czytania i koncerty. Jako pierwszy pojawił się Jacek Dehnel ze swoim wyborem wierszy Iwaszkiewicza. Mimo, że na scenie był tylko przez piętnaście minut, już zdążył wzbudzić kontrowersje swoim negatywnym stosunkiem do tego cenionego polskiego poety. Jak sam stwierdził, „przegrzebywanie się przez wszystkie wiersze Iwaszkiewicza było mordęgą”, przyznał, że bardzo wiele z nich jest zupełną katastrofą i „mogłoby ich nie być bez żadnej straty dla polskiej poezji”. Kolejnym gościem był Grabaż – zupełne przeciwieństwo eleganckiego i ekstrawaganckiego Dehnela. Grabowski w sportowej koszulce, białych luźnych spodniach i ze zmęczoną twarzą już na początku stwierdził, że „muzycy nie powinni się wypowiadać przed 16”. Jednak zaraz potem powiedział, że on na muzyce się nie zna, muzykiem nie jest, po prostu myśli dźwiękiem. Chwilę po ustąpieniu miejsca Hasanowi Blasimowi został napadnięty przez dwie uczestniczki projektu i zupełnie zauroczył nas swoją uprzejmością i skromnością, tak różną od tego, co prezentuje podczas koncertów. Gość specjalny Portu, irakijski prozaik Blasim przybył do Impartu prosto z lotniska. Z zaciekawieniem przysłuchiwał się pytaniom prowadzącego, bo nie mógł się nadziwić brzmieniu języka polskiego, który kojarzył mu się nieco z bułgarskim i rosyjskim. My reagowaliśmy bardzo podobnie na każde zdanie wypowiedziane przez niego. Blasim krótko opowiedział o problemach, jakie miał z wydaniem swoich opowiadań, o cenzurze w krajach arabskich i prześladowaniu go. Spotkanie, mimo że zaledwie piętnastominutowe, niewątpliwie zachęciło większość publiczności do przybycia na wieczorne Języki Obce, by wysłuchać opowiadań Irakijczyka.



Laboratorium Literackie


Chwilę później w ramach Laboratorium Literackiego zaprezentowano filmy jeszcze z czasów Portu w Legnicy, w których występowali Marcin Sendecki i Tomasz Broda. W dowcipny sposób przedstawiły one historię projektu „barbarzyńcy i nie”, a także Brodę przy tworzeniu karykatur gości Portu 2003. Panowie nie za bardzo mieli co komentować, więc powspominali dawne czasy i poprosili o minutę ciszy ku pamięci legnickich Portów. Zaraz po tym rozpoczęła się prezentacja prac, które dostały się do finału konkursu „Komiks wierszem”. Były one niezwykle różnorodne – od tych naszkicowanych węglem lub jakby stworzonych w Paincie po bardzo profesjonalne, zrobione z pewnością przez profesjonalnych grafików. Niestety, treści nie możemy ocenić, gdyż wyświetlane były tak krótko, że trudno było nadążyć z przeczytaniem dymków i podpisów. Wyniki konkursu poznamy w niedzielę o godzinie 19.30.



Portowe Projekty

 
Ośmioro debiutantów z najnowszej edycji Połowu zaprezentowało swe wiersze o 15:00 w Imparcie. Poetów przedstawili zgormadzonej na sali niezbyt licznej publiczności jurorzy Połowu 2012: Joanna Mueller, Karol Maliszewski i zastępująca Romana Honeta, Marta Podgórnik - podobno nadzieja polskiej poezji. Właśnie na tej sali okaże się, jaki  los czeka naszą poezję w przyszłości, bo to publiczność zadecyduje tak naprawdę o tym w jakim kierunku podąży polska poezja, a tego dnia było z czego wybierać. Czy ma być ona wulgarna? Pretensjonalna? Skupiająca się na „ja” poety, czy stawiająca się w różnych sytuacjach?  Ponoć każdy zasługuje na szansę, ale może nie każdy powinien. Ci ludzie przedostali się tu pod czujnym okiem jurorów Połowu 2012. Ale czy zestresowany głos Oliwii Betcher, starający się ukazać prawdziwe oblicze wszystkiego Patryk Czarkowski, wulgarny, czasem do bólu, Seweryn Górczak,  Dawid Kujawa, który zdradził muzykę na rzecz poezji i stawia na dysonans,  bezradny w swej poezji  Marcin Kulis, balansujący między poezją, a prozą Marcin Nita, poeta z historiami Szymon Słomczyński,  protegowany przez Martę Podgórnik, nieobecny Maciej Papierski mogą się podobać? Na koniec spotkania powiedział Karol Maliszewski: „Dajcie szansę młodym poetom”. Dałem, nie zachwycili, ale de gustibus est non disputandum.





Nowe Sytuacje


O 16.30 rozpoczęło się kolejne spotkanie - „Nowe Sytuacje”. W czytaniach wzięli udział: Filip Zawada, Katarzyna Fetlińska, Andrzej Sosnowski, oraz Piotr Śliwiński, który przedstawiał gości przybyłym. Co łączy wszystkich twórców wymienionych powyżej? Na pewno niesamowita zdolność przedstawiania własnych wierszy. Pierwszy na scenie pojawił się Filip Zawada wraz ze swoją gitarą basową, podobną do tej, na której zwykł grać sam Paul McCartney. Rozległa się muzyka i głos Filipa... „wystarczyło się mocno odprężyć i kukuryknąć w przestrzeń”... Jak prorok zwiastujący upadek wszelkiej wartości i koniec świata, poeta czyta swoje dzieło do zapętlonych dźwięków instrumentu, które ożywia smyczkiem. Historia... koguta? Rozważania o egzystencji... Na koniec, wyłania się ostatni przeciągnięty ton... „dziękuję bardzo”... rozległy się brawa. Dalej, tylko więcej magii,  następna wychodzi Katarzyna Fetlińska. Poza własnym urokiem zaczyna czarować słowami. W tle pojawiają się obrazy, a ona sama staje się uosobieniem podmiotu. Aktor nie obraca się plecami do sceny, ale czy to nie jest przypadkiem poetka? Gasną światła. „Herzensschatzi, komm. Bim, bam, bom”... i znowu brawa. Jako ostatni, wszedł największy z magików słowa – Andrzej Sosnowski. On nie potrzebował dźwięku instrumentów czy świateł... jego głos wystarczał, abyśmy znaleźli się w zupełnie innym miejscu. W „Aden, Harrar (Gey, Harer, Harer) Tagurrah, Soa (Shewa Soa)”. I po podróży, znowu brawa. Tym razem, jednak publiczność chce być zaczarowana jeszcze raz, co Piotr Śliwiński komentuje: „Już się robi”. I tak z Nadzieją trzeba czekać na następny odcinek - Portu.



Języki Obce


Wczorajsze spotkanie z Hasanem Blasimem w znacznym stopniu przybliżyło słuchaczom kulturę arabską postrzeganą w Europie jako "orientalną". Pisarz, poeta, a jednocześnie reżyser, który urodził się w Bagdadzie opowiadał o realiach panujących w jego ojczyźnie. Niejednokrotnie zaznaczał, że sytuacja polityczna, bieżące wydarzenia z kraju wywierają wpływ na literaturę. Co więcej, podkreślał, że nie zawsze jest ona naznaczona krwią, czy wojną. W tłumaczeniach z języka arabskiego niestety wycina się te humorystyczne fragmenty, przez co w głowie czytelnika pozostają same brutalne obrazy. Możliwość wysłuchania tekstów czytanych przez Hasana w jego ojczystym języku nadała spotkaniu wyjątkowego nastroju. Na sali nie było słychać żadnych szeptów, szmerów... wybrzmiewały tylko niezrozumiałe słowa w rytm muzyki, które z pewnością dotarły do całej publiczności.



Portowe Projekty


Port Literacki to nie tylko festiwal i spotkania z autorami, to również pełna gama różnych projektów, takich jak na przykład Poezją polska od nowa. Zbiory wierszy ukazują się jako antologię 44 utworów danego poety minionego wieku w wyborze współczesnego kolegi bądź koleżanki po piórze.
W sobotę mieliśmy okazję spotkać się z trojgiem, choć można się pokusić o stwierdzenie, że sześciorgiem poetów zaangażowanych w to przedsięwzięcie: Justyną "Staff" Bargielską, Jackiem "Iwaszkiewicz" Dehnelem i Bogusławem Kiercem w roli uzurpatora Jacka "Leśmiana" Gutorowa. Dowiedzieliśmy się jak zbierać wiersze rabując, pertraktując i adorując, zadaliśmy pytania i otrzymałiśmy odpowiedzi od autorów, którzy wydawali się już nie mieć głosu, a jadnak przemówili głosami antologistów. Nam zostaje wybór własnej ścieżki, własnego klucza zbioru kwiatów w wieniec 44 osobistych hitów danego podręcznikowego już poety. Spróbuj i ty, lecz najpierw zajrzyj do Antologii 44!

Piosenki Na Papierze


Z lekkim poślizgiem po godz 21:00 na scenie teatralnej pojawił się Strachy na Lachy. Tak jak w piosence Grabaża „(...) zawsze gramy u siebie!”tak było też i tym razem. Dźwięki gitar i perkusji opanowały cały Impart a głos Krzysztofa słyszeli chyba studenci z pobliskiej Politechniki Wrocławskiej. Publiczność bawiła się doskonale (oczywiście razem z nami) – klaskali, śpiewali, niektórzy wstali ze swoich miejsc aby poskakać do rytmu Strachów. Jedyny minus? Moim zdaniem koncert trwał zdecydowanie za krótko! Oprócz nowych kompozycji brakowało mi kilku starych przebojów, jednak i tak ostatecznie myślę, że warto było spędzić sobotę w Imparcie i uczestniczyć w tym niezwykłym wydarzeniu.



Piosenki na Papierze

Po koncercie, który pozostawił mimo wszystko uczucie niedosytu poszłyśmy na „Muzykę słowa”, gdzie miałyśmy nadzieję zdobyć autograf Grabaża. Sala powoli się zapełniała, głównie fankami Strachów, a na scenie pojawili się ludzie zupełnie inni niż się spodziewaliśmy. Każdy chciał zobaczyć z bliska wykonawców, a tu niespodzianka. Na scenie pojawili się ludzie, którzy stworzyli tomiki wierszy-piosenek. Na scenie zasiedli Filip Zawada (Lech Janerka Śpij Aniele mój/ Bez kolacji) Krzysztof Gajda (Krzysztof „Grabaż” Grabowski Na skrzyżowaniu słów) oraz Wojciech Bonowicz (Bartosz „Fisz” Waglewski Warszafka płonie) i rozmawiali. O muzyce, o roli poezji w muzyce, o tym czy polscy tekściarze są poetami czy nie.  Goście poruszali niezmiernie dużo tematów, nawet był casting na basistę PanKrok, wygrany przez Filipa Zawadę. Serdecznie gratulujemy. W końcu na scenie pojawił się Grabaż. Zmęczony, wypomniał wszystkim, że obiecali mu, że nie będzie musiał nic mówić, a tu proszę wręcz mu każą. Jego czas na scenie, choć krótki, spowodował wybuchy śmiechu widowni, a nawet chwile wzruszenia. Spotkanie dobiegło końca, artysta zszedł ze sceny, a my zdobyłyśmy jego autograf  i zgubiłyśmy długopis.



Laboratorium Literackie


Scena offowa to scena otwarta, dla każdego kto pisze, dla każdego kto nie wydaje. Linia Zmiany Daty, jak sama nazwa wskazuje, odbyła się o północy, już nie na deskach Impartu, tylko na małej scenie w kawiarence obok. Mała scena dla małych, bo do wielkich poetów jeszcze im daleko. Ciężko jest mi pisać obiektywnie, ponieważ nie posiadam szerokiej wiedzy o literaturze, ale w osobistym odbiorze, większość tekstów prezentowanych przez ochotników dzieliła przepaść między tymi które przyszło mi poznać chociażby na lekcjach polskiego. Zdaje się, że na Konradzie Górze, który prowadził spotkanie, też nic nie wywarło większego wrażenia. Ale w tym pomyśle chyba nie o wrażenie chodziło, tylko o pokonanie swojego strachu i zaprezentowanie się, a na pewno każdy kto wyszedł na scenę, po przeczytaniu swojego dzieła, nie pożałował.