czwartek, 29 listopada 2012

Dwa oblicza kobiecości

Uwielbiam literaturę kobiecą. Mimo, że temat miłości nie wydaje się ambitny, wiele autorek udowodniło, że na jego podstawie można zbudować prawdziwe dzieło. Powieść Jane Austen „Duma i uprzedzenie” to klasyka gatunku. Austen opisuje historię rozpuszczonych dziewcząt z dobrych rodzin, których największym (jedynym) problemem jest zamążpójście. Aby być jak najodpowiedniejszą partią dla bogatych kawalerów muszą umieć grać na pianinie, znać się na sztuce i poezji. I szukają tak tych swoich książąt, kręcąc się po salach balowych w pastelowych, koronkowych sukniach, i przychodzą na herbatkę do zamożnych znajomych. Przy całej mojej złośliwości muszę przyznać, że uwielbiam czytać o tych zupełnie pozbawionych kontaktu z rzeczywistością kokietkach. Chociaż w niektórych momentach każda współczesna dziewczyna musi odłożyć książkę, by zaśmiać się lub podenerwować na osiemnastowieczne zasady i konwenanse, jest to wszystko poniekąd urocze. Moja wewnętrzna feministka jest skutecznie uciszana przez Austen i budzi się ta część mnie, która ma ochotę włożyć suknię do ziemi, zakręcić włosy i iść na spacer z absztyfikantem, podczas którego rozmawialibyśmy o muzyce, bo przecież temat polityki czy spraw bieżących nie jest odpowiedni dla kobiety. Ta tajemniczość w relacjach damsko- męskich jest najbardziej pociągająca w owej wizji, tak różnej od współczesności. Może właśnie te różnice sprawiają, że po dwustu latach kobiety nadal szaleją za Austen i panem Darcy, szczególnie gdy wciela się w niego Colin Firth.

Lecz literatura kobieca to nie tylko miłostki, zdrady i plotki. Przeciwieństwem dziewczyn z „Dumy i uprzedzenia” jest Ksenia, główna bohaterka „Białej Wilczycy” Theresy Revay. Piętnastoletnia Rosjanka z arystokratycznej rodziny musi poradzić sobie z osieroceniem, pozbawieniem majątku, tytułu, trudami ucieczki z kraju i opieką nad rodzeństwem. Wszystko, co w życiu osiąga, jest wynikiem jej pracy i poświęcenia. Zupełnie niezależna, silna i bezkompromisowa, potrafi złożyć broń tylko przed swoim ukochanym – niemieckim fotografem. Lecz nieplanowana ciąża, wybuch drugiej wojny światowej i małżeństwo z rozsądku pozbawiają ją jedynej osoby, która dawała jej szczęście. W „Białej Wilczycy” nie tylko fabuła jest ważna. Tło historyczne jest tym, co dopełnia powieść. Rewolucja rosyjska, Paryż biedoty i burżuazji, dekadencki Berlin, ludzie skupieni na filozofii i polityce, nieświadomi zagrożenia wojną – nie jestem w stanie opisać w kilku słowach tego, jak świetnie Revay potrafi przenieść czytelnika w tamte czasy. Czytając „Białą Wilczycę” marzenia o pastelach, balach i ogrodach angielskich wydają się niedorzeczne. Wtedy chce się być kobietą silną jak Ksenia, która swoją urodą, pewnością siebie i umiejętnym wykorzystaniem wdzięku i kobiecej subtelności przetrwała, gdy wydawało się to niemal niemożliwe.

Anna Hnatkowska

poniedziałek, 26 listopada 2012

Pisanie na kolanie

Znów on, znów jego kolory, jego oczy jak malutkie kropeczki, jego piękny otwór paszczowo-gębowy i jego piórka. Znów to słowo. Powtarzane w głowie jak mantra. Obrazy przed oczami, widziadła i senne mary, wiersze krótsze niż tchnienie chwili, sny dłuższe niż tygodnie, choć trwające tylko godzinę. I wątpliwość tak wątpliwa, że aż pewna.


Bohdana Zadurę można nazwać poetą niemłodego już pokolenia, choć jego obserwacje są wciąż trafne. Dostrzega to, co innym zobaczyć trudno, to, co owiane jest mgłą. Autor w swoich króciutkich wierszach, zajmujących często co najwyżej cztery linijki zawiera wszystko, co człowiek czuje i myśli. Jego wątpliwości, marzenia, wiarę, poglądy i dużo więcej. Czasami w wierszach Zadury wystarczy sam tytuł by czytelnika zaciekawić, przekazać mu coś ważnego, podsunąć mu jakąś ciekawą myśl.

Poeta serwując nam swoje utwory stopniując ich długość, przygotowuje nas na coraz bardziej opisowe wiersze wymagające często większej wiedzy na temat niektórych wydarzeń a nawet innych dzieł. Może się wydawać, że przez swoja budowę krótkie wiersze są łatwiejsze, ale one zmuszają do bardzo intensywnego wysiłku interpretacyjnego.
Druga część tomiku stanowią sny, często zainspirowane codziennością, w których występują osoby znane i nieznane śniącemu, w których podświadome lęki zabierają bliskich albo odcinają, oddalają nas od nich. Czytając zapisy senne Zadury można pomyśleć, że są to podstawy do scenariuszy filmów psychologicznych bądź horrorów. Całkiem możliwe, że jakiś reżyser zainspiruje się którymś z wierszy bądź snów i zobaczymy wybitny film na podstawie utworu wybitnego pisarza.
Jako, że ma być to recenzja, takie słuchy przynajmniej chodzą, muszę napisać moją opinię, choć sądzę, że jest ona mocno wyczuwalna w całym tekście.

Dla mnie utwory Bohdana Zadury są jednymi ze wzorów jak powinnam pisać i jak zachęcić czytelnika do czytania. Mimo tego, że pisarz nie jest moim jedynym idolem (bardzo zmienna i niestała funkcja) to jego pomysły inspirują mnie do działania i do podejmowania nowych wyzwań. Na potwierdzenie i zakończenie dodam, że dzięki niemu zaczęłam pisać swój senny notes, choć moje sny nadają się bardziej na scenariusze komedii romantycznych albo thrillerów.

Modlitwa feministki

Boże, jaka jesteś piękna

Klaudia Sudoł

piątek, 23 listopada 2012

Co o Bohdanie Zadurze wiedzieć należy...


Bohdan Zadura jest polskim prozaikiem, poetą, tłumaczem, a także krytykiem literackim. Debiutował na łamach miesięcznika „Kamena” w 1962r. Od 2004r jest redaktorem naczelnym „Twórczości” - najstarszego polskiego pisma literackiego. Za tom „Nocne życie” został uhonorowany nagrodą poetycką Silesius w kategorii książka roku. Jego anty-kapłańskie podejście do  pisarstwa uczyniło go postacią kluczową dla poezji ostatnich dwudziestu lat. Przez pokolenie najmłodszych pisarzy jest pieszczotliwie nazywany 'Papą'.

Według Zadury, pisarz powinien zajmować się przede wszystkim samym pisaniem, a nie mitologizowaniem swojej pracy i osoby, co kąśliwie i ironicznie podkreśla w „Wierszu dla Marty Podgórnik” (którą znamy z niefortunnego spotkania w Pogotowiu literackim). Jest człowiekiem bardzo lekko podchodzącym nie tylko do literatury, ale też i do swojej osoby, co perfekcyjnie ukazuje tytuł zbioru wywiadów „Klasyk na luzie”. Osoby, które nie miały możliwości poznania Zadury, bądź choćby przeczytania jego wierszy, powinny sobie wyobrazić go jako wielkiego gawędziarza. Jego wypowiedzi są przepełnione humorem i można odnieść wrażenie (możliwe, że błędne), że to, co robi, sprawia mu wielką przyjemność.

Zewsząd można usłyszeć słowa zachwytu nad jego poezją. Jarosław Borowiec pisał, że: „Wiersze Bohdana Zadury niczym soczewka skupiają rozproszone światło przemian zachodzących we współczesnej poezji polskiej”, natomiast Joanna Orska pisze tak „Wiersze Zadury łączy subtelna sieć powiązań, które miejscami splatają się podług konsekwencji poetyckiej, kiedy indziej zaś podyktowane są porządkiem wspomnień, specyficznej nawracalności pewnych wątków, motywów, fragmentów wierszy, tematów, czy też nazywanych wprost przedmiotów (książek, ludzi) – odnajdujących swoje miejsce w teraźniejszym dyskursie poety, a może raczej pojawiających się zwykle nie w porę (za późno, za wcześnie, nie bardzo wiadomo dlaczego)”.

Według mnie Zadurę i jego poezję wszyscy powinniśmy znać, czytać i cenić. Jest mistrzem połączenia współczesności i nowości, które się z nią wiążą z wieloletnim doświadczeniem, ironią oraz humorem. Perfekcyjnie komentuje, dolewa oliwy do ognia, ale też bacznie obserwuje. Słowo pisane jest najistotniejszym przekazem.

śmierć daje większe możliwości wyboru 
dlatego pytamy na co umarł 
a nie na co się urodził

Anita Plucińska

Ale... właściwie co?

W czwartek 22 listopada, odbyło się spotkanie z Bohdanem Zadurą w Pogotowiu Literackim. Spotkanie rozpoczęto od przeczytania przez autora tytułowego wiersza nowego tomiku - „Zmartwychwstanie ptaszka”. Gość, w przeciwieństwie do poprzednich, z którymi miałem przyjemność się spotkać, był wyjątkowo przygotowany do interpretacji własnego tekstu.

No to zaczynamy...”. Poeta podniósł kartkę i swoim głębokim barytonem zaczął odczytywać...  nazwałbym to czymś w rodzaju notatek odnośnie wiersza. Kiedy po kwadransie, głos o stałej intonacji Pana Bohdana zakończył wypowiedź, ja zadałem sobie pytanie: „ale... właściwie co?” i rozejrzałem się po sali poszukując osoby, na której twarzy pojawiłaby się mina zrozumienia... Niestety ujrzałem tylko już na wpół śpiące (a niektóre nawet i śpiące) istoty, które jakby błagały o kawałek wygodnej poduszki pod głowę. Tak to jest jak się siedzi na końcu sali...


Ale, jak na ironię, następnym tematem podjętym przez poetę były sny, a właściwie ich rola w tomiku. Autor wyjaśnił, że zapiski o tematyce onirycznej mają charakter zagadki a nawet przepowiedni.

Nie podchodzę do snów bezmyślnie, lecz pytanie co dany sen znaczy zastąpiło pytanie skąd się ten sen wziął.

Jednak dopiero po pewnym czasie, obserwując wydarzenia, które miały miejsce od czasu odbycia się snu, łamigłówka jest możliwa do rozwiązania. Te, zamieszczone w tomiku, były zbiorem starych notatek Pana Zadury, które miały zostać wydane osobno, ale było ich za mało.

Po refleksjach na temat snów, poeta odpowiadał na pytania. Padło to nurtujące wszystkich,  którzy czytali chociażby fragmenty tomiku. Zgromadzonych interesowały, często zbudowane tylko z jednego wersu, bardzo krótkie wiersze. Kiedy ze znajomymi czytaliśmy je między sobą przed spotkaniem padł zarzut że: „to marnowanie papieru”. Pan Zadura perfekcyjnie wybronił swoje twory słowami:

Krótkie wiersze w książce dają czytelnikowi możliwość oddechu, krótkiej przerwy w lekturze. Długie wiersze można by odrobinę skrócić bez szkody, ale gdyby te jednowersowe rozbudowywać, to byłoby po prostu morderstwo. Przy krótszych wierszach sens jest bardziej rozbłyskowy, fajerwerkowy, przy dłuższych jest wyciszony i stonowany.

Publiczność interesował również warsztat pisarski i źródła inspiracji u poety. Autor podzielił się refleksją, że z wiekiem, łatwość pisania wierszy jest coraz większa, natomiast recenzje i inne formy są coraz trudniejsze. A sama wena jest niemożliwa do odnalezienia, bo taka jest jej natura. Kiedy w młodości jej nie ma jest to dramat, a kiedy nie przychodzi w wieku średnim to dobrze, bo można zająć się innymi rzeczami.

Każdy wiersz ma idealny algorytm, w którym słowa są ułożone tak jak należy, gdy przybiera konkretną postać, to różnie to bywa. Nie ma tu związku pomiędzy wiekiem i ilością poprawek. Jeśli chodzi o poemat „Cisza”, to on się właściwie napisał sam, nie mogę powiedzieć, że nad nim pasowałem. Nad Zmartwychwstaniem ptaszka trochę pracowałem, a nad wierszem Matka odchodzi pracowałem całkiem sporo.

I tak oto wiersz „Matka odchodzi” wydał się Panu Bohdanowi, najlepszym do odczytania na zakończenie spotkania.

Szymon Wojciechowski

Bohdan Zadura w Biurze Literackim - Zdjęcia

Ptaszek zmartwychwstał...









... i przemówił barytonem
Myśli (u)lotne

środa, 14 listopada 2012

Podróże Liryczne

Wiele rzeczy zmieniło się od kiedy biorę udział w projekcie „Szkoła z poezją”. Jedną z takich zmian jest waga mojej teczki z różnego rodzaju papierami, które kolekcjonuję, otrzymując je w szkole. To nie dlatego, że dostajemy pliczki kserówek wierszy, żeby przygotować się do spotkań, w normalnym trybie byłyby usuwane regularnie, zaraz po spotkaniach razem z innymi kserówkami które przestały mi się przydawać. Jednak w teczce znalazła się specjalna koszulka na rzeczy, które nie tylko MUSIAŁEM przeczytać, ale też kontemplowałem jeszcze raz bo CHCIAŁEM poświęcić im czas... Tę recenzję ukradłem innej osobie. To nie ja ją miałem pisać, ale po przeczytaniu jednego wiersza chciałem wszystkie i więcej niż raz. Bo w poezji Leopolda Staffa odnalazłem oczyszczenie które wręcz wprowadza w szaleństwo. Zostałem absolutnie olśniony geniuszem wierszy z wyboru Wyszedłem szukać..

Co jest w nich tak genialne? To już mówiło wielu wybitnych, tych z dużo większym zasobem wiedzy o poezji niż ja. Co ja w tym zobaczyłem genialnego? Uniwersalność. Tytuł wskazuje na poszukiwania, a każdy czegoś szuka. Podmiot w wierszach nazwał to „cieniem”. I tak każdy wiersz jest jak przemierzanie drogi do szczęścia, albo do spokoju, a może nawet zadowolenia. Wydaje mi się, że niezależnie od osobistego problemu, każdy odnajdzie w tym tomiku jakąś odpowiedź, jeżeli tylko będzie wędrował z podmiotem.

A jeżeli już jestem przy motywie wędrówki - każdy wiersz jest niczym element wyprawy po szczęście. „Moje imię jest: Droga, a dal widnokręga / Ma kres jedynie z kresem światła w żywym oku”. Podmiot jest skazany na te poszukiwania. Ciekawym dla mnie jest wiersz: „Płótno żywota” i uważam, że wybrany jako pierwszy, w pełni spełnia swoją rolę. Poeta nakazuje nie szukać u siebie mądrości, a to jest wręcz zachęta, żeby podróżować obok niego. Jednocześnie pojawia się stwierdzenie „własnym gałganem musisz odziać plecy”. Bardzo istotne polecenie, które wskazuje że czytelnik w wyprawie, na jaką się wybierze musi szukać samodzielnie. I tak chaotycznie przeniosę się na koniec, gdzie znajdziemy poemat „Wyszedłem szukać”. „I spotkałem Cię, kiedym odwrócił się w drodze, / Bowiem przez całe życie krok w krok szedłeś za mną”. Wersy wskazują, że to czego szuka podmiot jest przy nim cały czas. Zawraca czytelnika, a ten jest w punkcie, z którego wyruszył.

I tak samo opisała to Pani Bargielska - jako podróż Staffa po szczęście. Miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniach z autorką, w Biurze Literackim, oraz w mojej szkole. Na tym pierwszym określiła swój tomik jako The Best Of, album z coverami, które chciałaby zaśpiewać jeszcze raz. Innym z wymienionych przez nią kryteriów, choć przyznała że początkowo był to przypadek, jest fakt że wszystkie wiersze Staffa były pisane po jego czterdziestce, kiedy to poeta w andropauzie miał to czego mężczyźni nie mają wcześniej – umysłu.

Poruszyła też jeszcze jedną ważną kwestię, mianowicie obrazu mitu o Sophii, który widzi czytając te wiersze. Historia ta, również jest przytoczona w posłowiu i dopiero po jego przeczytaniu, próbowałem zrozumieć, gdzie jest ten obraz. Emanacja boska, stworzona na końcu, zdolna kochać ale tylko w sposób skrajnie niewłaściwy, myląc dążenie z pożądaniem... Tak to czytam. Znalazłem to w wierszu: „Więc można kochać i nie wiedzieć o tem”, czyli sonecie o niepoprawnej miłości. Sophia tego wiersza najpierw nie rozpoznaje miłości, i odchodzi. Następnego dnia dochodzi do wniosków, że spotkała to czego pożąda i do czego powinna dążyć, a zarazem jest to coś czego nie osiągnie. Mimo, że jest to skrajnie zła i niszcząca miłość, jednocześnie jest piękna. Uczucie kochanka nie ma szansy zostać spalone, a więc może trwać. Ten poemat jest jednym z moich ulubionych.

Innym szczególnie upodobanym przeze mnie wierszem jest „Poeta”. Pełen kontrastów jest idealnym obrazem tego, kim jest myśliciel. Moją pierwszą refleksją po przeczytaniu było „Jestem poetą”. Następną: „A może każdy jest”? Człowiek się buntuje i przedstawia przeciwny punkt widzenia. To potrzebne, rola poety w ludzkiej naturze jest bardzo istotna dla utrzymania harmonii. Więc poeta jest też we mnie. Może jak wejdę w andropauzę napiszę moje „The Best Of”.

Słowa końca tak naprawdę napisałem na początku opowiadając o moich osobistych odczuciach co do tomiku. Jestem bardzo zadowolony, że taka pozycja została wydana, bo Pani Justyna rzeczywiście wybrała perełki. Omawianie twórczości Leopolda Staffa w szkole mam dopiero przed sobą, ale ten tomik dał mi już szerokie pojęcie. Będę wiedział, czego się spodziewać, przynajmniej po starym już poecie.

Szymon Wojciechowski

wtorek, 13 listopada 2012

Ania Hnatkowska i Monika Pietraszewska w rozmowie z Joanną Stefańską próbują podsumować dwa miesiące projektu:

M. P. To na czym ma polegać to podsumowanie? Mamy napisać jakiś raport?
J. S. Może po prostu porozmawiamy o tych dwóch miesiącach?
A. H. To ja zacznę od ostatniego tygodnia, bo to było piekło. Takie tempo, tyle tekstów, zdjęć!
M. P. Dołączyłam później, nie zdążyłam się zmęczyć.
J. S. A wrażenia? Który z gości wywarł na was największe wrażenie?
A. H. Wszyscy byli interesujący. Dla mnie najtrudniejsze było spotkanie z Piotrem Śliwińskim. To fachowiec. Jego teksty krytyczne wymagają dużego przygotowania merytorycznego.
M. P. Ja miałam mocne wejście w projekt. Od razu skandal z Martą Podgórnik!
A. H. Bardzo cię proszę, nie zaczynaj znów o Podgórnik! Spróbujmy podsumować. Projekt naprawdę dużo mi dał… Ale to taki banał. Jak powiedzieć, że sporo skorzystałam, jednak  żeby to nie było banalne? Przecież nawet nie wiedzieliśmy, że we Wrocławiu istnieje takie wydawnictwo, które specjalizuje się w nowej literaturze. Tych poetów też nie znaliśmy!
J.S. Który z nich będzie waszym odkryciem?
A. H. Bargielska!
M. P. Tak, Bargielska. Przede wszystkim jako człowiek. Przystępna, otwarta. Urocza osoba!
J. S. Od osoby do wiersza?
A.H. Tak właśnie! A wiersze to tylko na początku takie łatwe, zrozumiałe. Potem dopiero dociera do czytelnika, ze tam jest jakieś napięcie egzystencjalne, jakaś prawda.
J. S. To warto było?
M. P. Warto.
A. H. Chociażby dla Bargielskiej, warto.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Justyna Bargielska w LO IX - Film

 


„Nigdy nie będziesz mój”, czyli Bargielska o nie-miłości

Dla jasności – nie znam się na poezji. Nie potrafię ocenić wartości wiersza przez genialne użycie metafory, przerzutnię w odpowiednim miejscu czy przez powtórzenie nadające rytm.

Zarówno pani Bargielska, jak i nasza polonistka, były zachwycone wierszem „To nie jest żaden z tych słodkich arbuzów”. Podobno jest to niemal majstersztyk, ale ja tego nie widzę, bo zwyczajnie nie patrzę na to tak profesjonalnie. Jako zupełny żółtodziób, który w tym świecie sztuki, literatury i środków stylistycznych porusza się po omacku, potrafię tylko powiedzieć, który wiersz jest fajny. Każdy nauczyciel polskiego, którego miałam okazję poznać w ciągu jedenastu lat edukacji, zapewne teraz nieźle by na mnie nawrzeszczał, bo „NIE PISZE SIĘ, ŻE COŚ JEST ‘FAJNE’”, ale tutaj żadne słowo nie jest bardziej odpowiednie. Mogłabym zmyślać, że „pani Bargielska w swoich wierszach cudownie łączy dziecinną naiwność z odwagą dojrzałej kobiety”, albo „personifikacja firmy Agfa w taki sposób, że kojarzy się z mitologiczną boginią, jest wręcz mistrzowskim działaniem”, ale to nie to, co czuję, czytając tomik Bach for my baby. Natomiast czuję, że jest też o mnie, że dobrze go rozumiem, dlatego właśnie jest fajny.

Mam prawie osiemnaście lat, wchodzę w dorosłe życie, w dorosłe problemy i w (prawie) dorosłe związki. I właśnie taki prawie dorosły związek i prawie dorosła miłość jest w każdym wierszu. Jak powiedziała sama autorka, kobieta mówiąca w wierszu kocha płytko, nie zna obiektu swoich uczuć, ale chce go mieć. Kocha nieco egoistycznie, niedojrzale, może trochę zaborczo, jest nawet od niego uzależniona, chociaż stara się tego nie pokazywać. „Toczę wojnę na wszystkich frontach”, ale nadal „odpisz mi jak najszybciej”. Mimo trzydziestu wierszy o jednym mężczyźnie, nadal nic o nim nie wiadomo, bo jego cechy nie są ważne dla tej kobiety. Skupia się całkowicie na swoich uczuciach do niego, żywi się nimi, bo swojego kochanka zwyczajnie nie zna.

Takie właśnie są miłostki, które przeżywam i widzę naokoło. Dziewczyny kochają chłopaków, bo „on jest taki słodki”, a chłopcy kochają dziewczyny, bo „patrz, jakie ma świetne nogi”. I, tak jak w wierszach Bargielskiej, udają silnych i niezależnych, takich w stylu „Sam se napisz, mężu”. Takie właśnie „uczucia” opisuje Bargielska i dlatego zarówno ja, jak i każdy, kto kiedyś był młody i zauroczony, może się z tym identyfikować i dobrze zrozumieć. Ktoś wreszcie napisał nie o nieszczęśliwej miłości, a o nieszczęśliwej prawie-miłości, której na świecie jest o wiele więcej i którą każdy przeżył. Lecz żeby to wszystko nie było tak przygnębiające, Bargielska użyła patentu amerykańskich reżyserów – stworzyła piękny happy-end, narodziny córki, a wraz z nią narodziny prawdziwej miłości, takiego „zupełnie innego piękna, które jest jedyną nadzieją tego świata”. 

Anna Hnatkowska

niedziela, 11 listopada 2012

Relacja ze spotkania z Justyną Bargielską w LO IX

Relacja ze spotkania w IX LO z p. Justyną Bargielską w formie rozmowy miedzy Joanną Stefańską, Moniką Pietraszewska, Anią Hnatkowska, Szymonem Wojciechowskim, Dominikiem Kossakiem, Miłoszem Romanem, Patrykiem Osuchem.



Sz.W.: Bargielska powiedziała wczoraj podczas spotkania w Biurze Literackim, że nie uważa swoich książek za swoje. Dziwne.

J.S.: Czyli stara się w ten sposób zdystansować.

Sz.W.: Stara się zdystansować do swoich własnych wierszy, aby nie były za bardzo jej? 

M.P.: Zastanawiam się czasem, czy to nie jest taki objaw niepewności w stosunku do własnej twórczości?

M.R.: Ale mówiła, że traktuje swoje wiersze jak kolegów/ koleżanki i że to nie są jej dzieci. I nawet, jeżeli wybrała wiersze Leopolda Staffa to też są jej koledzy. I jak ma czytać jakieś wiersze z tego zbioru, to wita się z nimi, jak ze starym znajomymi, a nie jak matka z dziećmi.

A.H.: Czyli wybrane przez siebie wiersze Staffa traktuje tak samo, jak te przez siebie napisane. A to wszystko, co opisuje, jest skupione na niej. Tu jest taki egoizm, że ja chciałabym go mieć, on jest tylko dla mnie. Wydaje mi się także, że tu jest to troszeczkę o zakochaniu, jako o uczuciu.

M.P: To uczucie, ten opis mężczyzny jest taki ciepły. Chodzi mi o to, że nie jest taki próżny, z przyjemnością się go czyta. Chciałam jeszcze powiedzieć, że pani Justyna mówiła, że ten wiersz jest taki wspaniały, ale tego się tak dobrze słuchało! To nie było takie... Och! Ach! Ale jestem wspaniała...

A.H.: Tylko przekonanie o własnej wartości.

M.P.: Tak.

A.H: I to też jest bardzo fajne, że ona jest przekonana o swojej wartości, ale w sposób nienachalny.

D.K: Taka skromność.

J.S.: A jak wam się to podoba:  „Nie daję całusów, toczę wojnę na wszystkich frontach”.

A.H.: Tak, to jestem ja!

Sz.W.: To zwykła kobiecość.

J.S.: Zaraz, zaraz. Co w tym kobiecego: „Toczę wojnę na wszystkich frontach”?

Sz.W.: To jest właśnie kobiece.

J.S.: Powiedzcie jeszcze, co sądzicie o interpretacji okładki? Podobało wam się takie wyjaśnienie?

M.P.: Bardzo.

Sz.W.: Ciekawe.

J.S.: Przyznam się, że wcześniej nie zwróciła mojej uwagi.

M.P: Pamiętam jak w pierwszej klasie omawialiśmy Don Quichota i mięliśmy obraz Salvadora Dali z postacią bez twarzy. Było to interpretowane, że rycerz nie ma twarzy, bo jej nikt nie widzi. I o tym właśnie pomyślałam. Tak samo przykuwa ten czerwony kolor. Tak mi się skojarzyło, ze ten samochód jest czerwony nie bez powodu. 

Sz.W. Wracając do kobiecości. Dużo mówi o urodzie.

A.H: Myślę, że to jest forma żartu, to, co mówi o urodzie.

J.S.: To jest kobieta z dużym poczuciem humoru. I jeszcze te słowa: „Gdybym to, co robię by przeżyć robiła dla urody to by było dla mnie degradujące”.

A.H.: Ogólnie przeurocza osoba również.

Sz.W.: Czasami trudno zrozumieć jej teksty. Kobieca perspektywa i tak dalej.

A.H.: Ale można odwrócić sytuacje. Mężczyzna nie może żyć bez kobiet, tak samo kobieta nie może żyć bez mężczyzny. Kobieta opiewa mężczyznę tak, jak mężczyźni opiewali kobiety.

J.S.: Mam nadzieję, że wrócicie do tej poezji. Że to nie jest jednorazowy kontakt z twórczością Justyny Bargielskiej.

sobota, 10 listopada 2012

Justyna Bargielska o Staffie, andropauzie i męskim umyśle.

O przyjaźni z wierszami Leopolda Staffa dnia 8 listopada 2012 roku, w „Pogotowiu Literackim” w Przejściu Garncarskim na wrocławskim rynku, opowiedziała polska poetka i pisarka, Pani Justyna Bargielska.

Tematem spotkania był niedawno wydany wybór wierszy Leopolda Staffa zatytułowany „Wyszedłem szukać”, przygotowany przez Panią Justynę. Autorka odczytała z tomu utwory „Zatarty fresk” i „Znak”. Pytana o kryteria, którymi kierowała się podczas wybierania wierszy odpowiedziała, że zdecydowała się na „covery” dzieł, które chciałaby „zaśpiewać jeszcze raz”:

Nieprzypadkowo użyłam określenia cover, użyłam go dlatego, że jest to w jakiś sposób the best of.


Innym kryterium było to, że wybrane wiersze powstawały „po czterdziestce” Leopolda Staffa. Pani Justyna uzasadniła to słowami:

To był taki Staff w andropauzie. Lubię mężczyzn w andropauzie, bo mają to, czego nie mają zanim nie wejdą w andropauzę, to znaczy… umysłu.


Autorka przyznała się, że na razie nie czerpie przyjemności z tego, co zebrała, podobnie jak nie przepadała za twórczością Leopolda Staffa, kiedy uczyły ją „polonistki o błękitnych oczach”.

Padły też pytania na temat tomiku poetyckiego „Bach For My Baby”. Pisarka zapytana, dlaczego używa angielskich tytułów, odpowiedziała: będą łatwe w tłumaczeniu; wywołują większe zainteresowania u czytelnika; dają możliwość zdystansowania się do wiersza. Z tego ostatniego mogło wyniknąć następne pytanie. W nawiązaniu do słów poetki z wcześniejszego wywiadu, w którym powiedziała, ze traktuje swoje wiersze nie jak dzieci, lecz jak znajomych, została zapytana czy podobnie obchodzi się z wybranymi dziełami Leopolda Staffa. Autorka przyznała, że ma podobny stosunek do własnych wierszy, jak i tych zamieszczonych w zbiorze.


Całe spotkanie przebiegało w miłej atmosferze, z entuzjazmem Pani Justyny i uśmiechami na twarzach czytelników.

Szymon Wojciechowski

piątek, 9 listopada 2012

Justyna Bargielska - Zdjęcia ze spotkania w LO IX

Justyna Bargielska po latach znów przed szkolną tablicą
Spotkanie z perspektywy aparatu fotograficznego
Uczniowie IX-tki wsłuchani w słowa Justyny Bargielskiej
„Tu jest taka półka...” czyli dokładny opis okoliczności powstania wiersza

Monika Pietraszewska

Co o Justynie Bargielskiej wiedzieć należy…

Justyna Bargielska to młoda polska poetka i pisarka. Debiutowała w 2003 r. tomem „Dating Sessions”. Jest laureatką Nagrody Literackiej Gdynia za tomik „Dwa fiaty”. W 2010r opublikowała „Obsoletki”, swoją pierwszą książkę prozatorską, która nominowana była do Paszportu Polityki 2011 oraz znalazła się w finale Nagrody Literackiej NIKE 2011.

Prywatnie jest matką dwójki dzieci – Jurka i Rozalki, wielką fanką kotów oraz kolczyków (posiada całkiem sporą kolekcję). Mówi, że najważniejszą książką w jej życiu (mimo tego, że wszystkich jeszcze nie przeczytała) jest Biblia, ponieważ ciężko mieć do niej jakiekolwiek zastrzeżenia. Często wraz ze swoimi pociechami ogląda „Piękną i Bestię”. Jej ulubioną sceną jest moment przemienienia się bestii w księcia, uważa go za najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek widziała...

Nie mam nic przeciwko happy endom, ale chcę, żeby książka była w jakiś sposób równoległa, żeby odzwierciedlała… życie. A życie kończy się śmiercią. Trudno powiedzieć, żeby śmierć była happy endem, ale powiedzieć, że życie kończy się śmiercią, to zauważyć coś, w czym tkwi ogromny potencjał. Ten happy end, o którym mówimy, jest w środku, pomiędzy narodzinami a śmiercią.

Anita Plucińska

Justyna Bargielska - Zdjęcia ze spotkania w Pogotowiu Literackim

2
1
3

4