sobota, 15 września 2012

Piotr Śliwiński - spotkanie w LO IX

było o wiele lepiej niż "jakoś"

14 września do naszej szkoły zawitał znamienity gość – krytyk literacki Piotr Śliwiński. Udało mu się jednak przemknąć przez korytarze dziewiątego liceum bez rozdawania autografów, zapewne dlatego, że żaden z uczniów nie miał bladego pojęcia, kim pan Śliwiński jest. My nie byliśmy wyjątkiem – o jego istnieniu dowiedzieliśmy się trzy dni wcześniej, gdy dostaliśmy do przeczytania jego teksty i niestety wiele nam one nie pomogły – większość z nas po przejrzeniu kilku pierwszych akapitów ze zrezygnowaniem wypisanym na twarzach zamknęła Słownik Języka Polskiego i pocieszała się myślą, że „jakoś to będzie”. Na szczęście, dzięki notkom biograficznym o panu Śliwińskim, z których co nieco się o nim dowiedzieliśmy, oraz jego uprzejmości i wyrozumiałości, było o wiele lepiej, niż „jakoś”. Jak to zwykle bywa, początki były trudne, bo pan Śliwiński nie za bardzo wie, co powiedzieć, a my zbyt przerażeni, by o cokolwiek zapytać. Szczerze mówiąc, wtedy pierwszy raz w życiu zaczęłam się zastanawiać, czy umiem wystarczająco dobrze mówić po polsku, by porozmawiać z guru literatury współczesnej. Te moje rozważania na temat znajomości języka przerwało pytanie pana Śliwińskiego - „Po co się pisze wiersze?” - i ta okropna, pełna napięcia cisza na sali, przez którą aż uszy bolą. I cisza, cisza, nikt nic nie mówi, gość czeka, a ja siedzę w pierwszym rzędzie i presja wręcz przygniata. W końcu, po kilku sekundach (równie dobrze mogło to być kilka godzin, niewielka to była wtedy różnica) odpowiedziałam coś, co było zupełnie banalne, przewidywalne i konwencjonalne, ale pan Śliwiński i tak się uśmiechnął i wtedy uświadomiłam sobie, że to jest zwykły facet, który po prostu bardzo dobrze zna się na literaturze i nie trzeba się go bać, ba!, kłócić się z nim trzeba, bo inni jeszcze do tego wniosku nie doszli, a nie może nas zapamiętać jako stadko potulnych baranków bez własnego zdania. Pan Śliwiński jakby czytał mi w myślach – zaraz potem wygłosił dość kontrowersyjną opinię na temat młodzieży, która nie czyta książek i uważa poezję za nudną i bezwartościową, na co mogłam odpowiedzieć zgodnie z moimi przekonaniami i obserwacjami – że przecież czytamy i to całkiem sporo, a i kilku miłośników poezji się znajdzie, co więcej tacy bardzo zyskują w moich oczach. Zaraz potem zapytaliśmy pana Śliwińskiego, co sądzi o najpopularniejszych książkach ostatnich lat, takich jak „Kod Leonarda da Vinci” czy „Harry Potter”. Nasz gość musiał przyznać, że nie jest na bieżąco z bestsellerami, ale czytał „Harrego Pottera” i jest to klasyczna, angielska baśń, do tego dobrze napisana. Z kolei „Zmierzch” czy powieści Paulo Coelho są mocno niestrawne (w tym momencie pan Śliwiński skradł moje serce, bo według mnie przeładowana pseudo-mądrościami twórczość Coelho jest bardzo przeceniana). Poza tym zdradził nam, co o tych książkach myśli jedna z niewielu osób, które mają odwagę kwestionować gust literacki pana Śliwińskiego, a mianowicie jego syn. Rozmawialiśmy też o tym, co aktualnie omawiamy na lekcjach – trafiło na kazania Piotra Skargi i dzieła oświecenia, po czym w zaskakujący sposób przeskoczyliśmy na temat poezji śpiewanej. Pytań i odpowiedzi było wiele, jednak sądzę, że nie one były sensem tego spotkania. Najważniejsze, że odważyliśmy się rozmawiać z kimś, kto ma wiedzę o wiele większą od naszej, w dodatku z potwierdzoną pozycją w świecie literatury. Pan Śliwiński skutecznie złamał stereotyp mizantropijnego krytyka literackiego na rzecz człowieka otwartego i skłonnego do dyskusji nawet z licealistami. Piotrowi Śliwińskiemu bardzo za to dziękujemy, spotkanie uważamy za udane i zapraszamy ponownie do sali nr 60 w XI Liceum Ogólnokształcącym. 
 Anna Hnatkowska
 

Odważyliśmy się rozmawiać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz