było o wiele lepiej niż "jakoś" |
14
września do naszej szkoły zawitał znamienity gość – krytyk
literacki Piotr Śliwiński. Udało mu się jednak przemknąć przez
korytarze dziewiątego liceum bez rozdawania autografów, zapewne
dlatego, że żaden z uczniów nie miał bladego pojęcia, kim pan
Śliwiński jest. My nie byliśmy wyjątkiem – o jego istnieniu
dowiedzieliśmy się trzy dni wcześniej, gdy dostaliśmy do
przeczytania jego teksty i niestety wiele nam one nie pomogły –
większość z nas po przejrzeniu kilku pierwszych akapitów ze
zrezygnowaniem wypisanym na twarzach zamknęła Słownik Języka
Polskiego i pocieszała się myślą, że „jakoś to będzie”. Na
szczęście, dzięki notkom biograficznym o panu Śliwińskim, z
których co nieco się o nim dowiedzieliśmy, oraz jego uprzejmości
i wyrozumiałości, było
o wiele lepiej, niż „jakoś”.
Jak to zwykle bywa, początki były trudne, bo pan Śliwiński nie za
bardzo wie, co powiedzieć, a my zbyt przerażeni, by o cokolwiek
zapytać. Szczerze mówiąc, wtedy pierwszy raz w życiu zaczęłam
się zastanawiać, czy umiem wystarczająco dobrze mówić po polsku,
by porozmawiać z guru literatury współczesnej. Te moje rozważania
na temat znajomości języka przerwało pytanie pana Śliwińskiego -
„Po
co się pisze wiersze?”
- i ta okropna, pełna napięcia cisza na sali, przez którą aż
uszy bolą. I cisza, cisza, nikt nic nie mówi, gość czeka, a ja
siedzę w pierwszym rzędzie i presja wręcz przygniata. W końcu, po
kilku sekundach (równie dobrze mogło to być kilka godzin,
niewielka to była wtedy różnica) odpowiedziałam coś, co było
zupełnie banalne, przewidywalne i konwencjonalne, ale pan Śliwiński
i tak się uśmiechnął i wtedy uświadomiłam sobie, że to jest
zwykły facet, który po prostu bardzo dobrze zna się na literaturze
i nie trzeba się go bać, ba!, kłócić się z nim trzeba, bo inni
jeszcze do tego wniosku nie doszli, a nie może nas zapamiętać jako
stadko potulnych baranków bez własnego zdania. Pan Śliwiński
jakby czytał mi w myślach – zaraz potem wygłosił dość
kontrowersyjną opinię na temat młodzieży, która nie czyta
książek i uważa poezję za nudną i bezwartościową, na co mogłam
odpowiedzieć zgodnie z moimi przekonaniami i obserwacjami – że
przecież czytamy i to całkiem sporo, a i kilku miłośników poezji
się znajdzie, co więcej tacy bardzo zyskują w moich oczach. Zaraz
potem zapytaliśmy pana Śliwińskiego, co sądzi o
najpopularniejszych książkach ostatnich lat, takich jak „Kod
Leonarda da Vinci” czy „Harry Potter”. Nasz gość musiał
przyznać, że nie jest na bieżąco z bestsellerami, ale czytał
„Harrego Pottera” i jest to klasyczna, angielska baśń, do tego
dobrze napisana. Z kolei „Zmierzch” czy powieści Paulo Coelho są
mocno niestrawne (w tym momencie pan Śliwiński skradł moje serce,
bo według mnie przeładowana pseudo-mądrościami twórczość
Coelho jest bardzo przeceniana). Poza tym zdradził nam, co o tych
książkach myśli jedna z niewielu osób, które mają odwagę
kwestionować gust literacki pana Śliwińskiego, a mianowicie jego
syn. Rozmawialiśmy też o tym, co aktualnie omawiamy na lekcjach –
trafiło na kazania Piotra Skargi i dzieła oświecenia, po czym w
zaskakujący sposób przeskoczyliśmy na temat poezji śpiewanej.
Pytań i odpowiedzi było wiele, jednak sądzę, że nie one były
sensem tego spotkania. Najważniejsze, że odważyliśmy
się rozmawiać
z kimś, kto ma wiedzę o wiele większą od naszej, w dodatku z
potwierdzoną pozycją w świecie literatury. Pan Śliwiński
skutecznie złamał stereotyp mizantropijnego krytyka literackiego na
rzecz człowieka otwartego i skłonnego do dyskusji nawet z
licealistami. Piotrowi Śliwińskiemu bardzo za to dziękujemy,
spotkanie uważamy za udane i zapraszamy ponownie do sali nr 60 w XI
Liceum Ogólnokształcącym.
Anna
Hnatkowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz