niedziela, 23 września 2012

Julia Fiedorczuk - Recenzja książki

Tuż tuż

Tomik wierszy Julii Fiedorczuk o tematyce różnej, zaczynając od tych, których punktem wyjścia jest sytuacja niemal banalna (np. Lola jest psem i domaga się zaspokojenia swoich zwierzęcych potrzeb), aż po te głęboko refleksyjne (np. Gościnność). Twórczość autorki przyciąga uwagę czytelnika ze względu na swoją oryginalność, pokazuje inny niż u zwykłego, nieoczytanego człowieka punkt widzenia. W swoich tekstach poetka zwraca uwagę na to, co na codzień nie jest dla nas zauważalne i wcale się nad tym nie zastanawiamy. Na potwierdzenie moich słów chciałabym przytoczyć fragment wiersza Nocą tańczyłam do utraty tchu, w którym autorka pisze:

są takie słowa, w których mnie już nie ma

nic nie zostało tylko popiół popiół

i noc w kolorze wina, bezdenna jak popiół.

Istnieją słowa bezwartościowe, nienacechowane emocjonalnie, niepotrafiące wyrazić tego, co myślimy lub czujemy. Są sytuacje, w których żadne słowa nie wesprą człowieka. Zostaje ciemna, niekończąca się otchłań, która daje znać że coś w naszym życiu ”się wypala”. Ciekawych tekstów w tym tomiku jest wiele, dodatkowo jest on wzbogacony ilustracjami oddającymi charakter wierszy i przykuwającymi uwagę. Uważam tomik za jak najbardziej godny przeczytania. Interesująca lektura dla osób chcących zobaczyć więcej, inaczej, intensywniej. Dla osób, dla których ważne są słowa.

piątek, 21 września 2012

Julia Fiedorczuk - Pogotowie Literackie



Na  spotkaniu naszej grupy poprzedzającym Port Literacki dostaliśmy wiersz Julii Fiedorczuk pod tytułem Fort-Da. Nie zrozumiałam go do końca - wiele sformułowań wydawało mi się co najmniej dziwnych, a ogólny sens dość mglisty …Jednak z pewnością było w nim coś intrygującego.

W pierwszej części spotkania, autorka objaśniała nam poszczególne fragmenty swojego utworu. Rozpoczęła od tytułu. Fort-Da. ..

Był on dla mnie niezrozumiały. Myślałam, że jest to nazwa jakiegoś fortu lub po prostu bezsensowny zlepek liter. Okazało się jednak, że ma dużo głębsze znaczenie. W ten sam sposób został nazwany najsłynniejszy fragment w książce Freuda - moment, w którym przechodzi od optymistycznych tematów (popęd miłości) do pesymistycznych (popęd śmierci). Opisywana jest w nim zabawa półtorarocznego wnuczka autora. Brał on do ręki przeróżne małe przedmioty i wszystkie odrzucał od siebie, najlepiej poza zasięg wzroku, krzycząc przy tym: „Oooo!”. Freud dopatrzył się w tym niemieckiego słowa „fort”, które w języku polskim oznacza „precz”. Następnym razem zabawa została nieco zmodyfikowana – małe obiekty zastąpiła szpulka nici, która po każdym kolejnym wrzuceniu jej pod kołyskę, zostawała wyciągana z okrzykiem:„ Da!” ( „jest”). Było to więc nic innego jak gra w „Nie ma – jest”.

Z pozoru bezmyślna rozrywka. Jednak tak naprawdę jest to przełomowy moment w życiu dziecka. Zaczyna ono sobie zdawać sprawę, że istnieje taki stan jak nieobecność. Wcześniej zna tylko obecność. Jest więc to nie tylko zabawa, ale też zdanie sobie sprawy z tego, że rzeczy są kruche i nietrwałe, że istnieje coś takiego jak śmierć…

Zrozumienie tytułu wiersza wyjaśniło mi wiele. Fakt, że Julia Fiedorczuk zatytułowała tak swój utwór zainteresował mnie.

Później wyjaśnione zostało kilka kolejnych wersów:

śniło mi się, że byłam złym starcem, mówi
moja córka w piżamce koloru lobelli, kiedy
siedzimy przy stole jak portrety w sepii
poranka, kurz w moich oczach a w jej (…)”

Pierwszy wers to słowa autentycznej córki autorki, które zostały wypowiedziane w samą porę - Julia Fiedorczuk dostała wiadomość, że ma tydzień na stworzenie wiersza do tomiku „Noir” Marcina Sendeckiego. Brakowało jej tylko pomysłu… W momencie, w którym usłyszała wyżej wspomniane wyznanie, już wiedziała, o czym napisze.

Lobella… - nazwa pięknego kwiatu o pastelowym kolorze… Patrząc na niego, nie zdajemy sobie sprawy, z tego, że jest on trujący. „Piżamka w kolorze lobelli” to kontrast pomiędzy tym, co dziecięce, przyjemne, miłe a tym, co przykre, smutne, trudne do wyjaśnienia. Czyli w tym wypadku śmierci.

„Portrety w sepii” odnoszą się do czegoś, co stało się wątkiem później bardziej rozwiniętym przez poetkę -  że właściwie nie jesteśmy w stanie żyć „ tu i teraz”. W momencie, w którym uświadamiamy sobie, że jesteśmy „tu”, to już nie ma „teraz”. Podsumowując, od obecności oddala nas uświadomienie sobie tej obecności.
Dowiedziałam się, że użycie przerzutni może dać  wrażenie, że czas (tak samo jak zdanie) zostaje przepołowiony.

Zabawa w śmierć była jednak tym, co najbardziej mnie zastanawiało. Czy chodziło o jakąś faktyczną grę, czy też była to tylko forma służąca uświadomieniu dziecku istoty śmierci?

Nastąpił czas na pytania. Różne. Dotyczące różnorakich problemów. Jednym z nich była kwestia ‘rozumienia’ poezji. Według pani Julii, wystarczy „jedynie” zmierzyć się z trudnością, skupić się, wytężyć uwagę. Ponadto należy umieć zrównoważyć odczuwanie utworu z rozbieraniem go na części - te pozornie wykluczające się metody w rzeczywistości mogą się łączyć. W zasadzie jednak utwór zostaje zrozumiany prawidłowo wówczas, gdy potrafimy się wzruszyć sytuacją w nim przedstawioną.

Jeszcze jeden moment spotkania utkwił mi szczególnie w pamięci – stwierdzenie Julii Fiedorczuk: „ Nie można być poetką. Można nią tylko bywać”.

Na mnie bohaterka spotkania wywarła bardzo pozytywne wrażenie. Mówiła swobodnie, ciekawie, potocznym językiem, odpowiadała szczerze na zadawane pytania. I to, co mnie zachwyciło – po tym spotkaniu naprawdę zrozumiałam sens wiersza  Fort – da!

Magdalena Białek

Co o Julii Fiedorczuk wiedzieć należy...

Można napisać prostą sylwetkę osoby: Julia Fiedorczuk urodzona tu i tu, w takim i takim miejscu. Poetka, tłumaczka, prozaiczka, mama Jagódki. Można też zacząć inaczej, choć z pewnością będzie to trudniejsze i na podstawie wiadomości zebranych i obserwacji spróbować sięgnąć głębiej.

Najpierw zajmijmy się mamą-Julią, bo ta osobowość jest w jej hierarchii na pierwszym miejscu, o ile można ustalić pozostałe miejsca, gdyż artystka powiedziała  że bycie mama to jedyna jej osobowość, a inne wcielenia to tylko role w teatrze.

Mama-poetka to trudny orzech do zgryzienia dla córki, dla mamy i dla poetki. Jednak z pewnością jest to źródłem inspiracji dla tej ostatniej, czego najlepszym przykładem jest wiersz „Fort Da”.w którym Jagoda jest główną inspiracją i iskierką.

Wróćmy jednak do poetki. Otóż sama autorka nie uważa się za poetkę, wręcz przeciwnie „Poetką się nie jest, poetką się bywa” To zdanie, jako motto powinno przyświecać każdemu poecie, artyście i twórcy.
Mimo wszystko czytelnikowi należy się garść informacji o autorce, gdyż jak niektórzy ludzie mówią, żeby zrozumieć niektórych autorów trzeba poznać ich biografię.

Julia Fiedorczuk urodziła się w 1975 roku, pisze poezje oraz krótkie opowiadania. Prowadzi zajęcia na Uniwersytecie Warszawskim z literatury amerykańskiej, teorii literatury i ekokrytyki. Jest laureatką austriackiej nagrody Huberta Burdy za wiersze opublikowane w piśmie „Manuscripte”. Mieszka w Warszawie. Pierwszy zbiór wierszy wydała w 2000 roku pod tytułem „Listopad nad Narwią”. W następnych latach wydawała kolejne zbiory wierszy: „Bio” „Planeta rzeczy znalezionych” „Tlen”. Ostatnio wydanym tomikiem jest „tuż tuż”. Julia Fiedorczuk swój pierwszy zbiór opowiadań pod tytułem „Poranek Marii i inne opowiadania ” wydała w 2010. Rok później ukazała się „Biała Ofelia”

Nic ująć coś dodać, niektóre z wierszy autorki są zainspirowane dziełami wielkiego, czasem niedocenianego Zygmunta Freuda. Pasja, z jaką o tych utworach opowiadała poetka, wzbudziła we mnie lawinę przemyśleń czy nie powinnam zacząć go czytać. Czym wprawiłam moich rodziców w osłupienie.
Klaudia Sudoł

poniedziałek, 17 września 2012

Pytania do Piotra Śliwińskiego,

które zadaliśmy, zadać powinniśmy, zadać nie zdążyliśmy…

1. Co Pan chciał osiągnąć pisząc tę książkę?
2. Po ogłoszeniu tegorocznych nominacji do Nagrody Literackiej Gdynia powiedział Pan, że we współczesnej prozie nic nie jest „tradycyjne” lub „równomierne”. Czy uważa Pan, że jest zjawisko pozytywne? A może brak zasad szkodzi literaturze?
3. Czy czyta Pan również książki modne i popularne, jak na przykład „Kod Leonarda da Vinci” czy cykl „Millenium”? Co Pan o nich sądzi?
4. Co Pana skłoniło do wzięcia udziału w projekcie „Szkoła z poezją”?
5. Kiedy zdecydował Pan poświęcić swoje życie literaturze? Czy podjął Pan tę decyzję już w liceum?
6. Jaki jest Pana stosunek do wtórnego analfabetyzmu, panującego w naszych czasach?
7. Jak ocenia Pan obecną maturę z języka polskiego, która mocno ogranicza interpretację własną, a wymaga trzymania się schematów?
8. Co doradziłby Pan przyszłym pisarzom? Czego maja się wystrzegać, a nad czym pracować?
9. Czy tak wyobrażał Pan sobie literackie skutki przemian społecznych z końca lat 80.?
10. Dlaczego we współczesnej polskiej literaturze więcej Pana drażni niż cieszy?

Cytaty Piotra Śliwińskiego

 1. „Nie można się bardziej rozebrać, niż pisząc tekst”.
2. „W wierszach młodych autorów jest tyle pesymizmu”.
3. „Nigdy nie znika przyjemność rozmawiania o literaturze”.
4. „Literatura to nie jest przestrzeń dominacji”.
5. „Pisarze na ogół jednak wolą być chwaleni”.
6. „Rozmowa o literaturze, to rozmowa na równych prawach”.
7. „Nie zawsze krytyk jest po stronie czytelnika lub autora. Nie zawsze są dwie strony”.
8. „Nie jestem pewien, czy młodość zadowala się byle czym”.  

niedziela, 16 września 2012

Horror poeticus – czyli mądrze o literaturze współczesnej



W świecie polskiej krytyki literackiej pojawiła się nowa książka – lektura obowiązkowa dla znawców literatury współczesnej. Polski krytyk i historyk literatury, Piotr Śliwiński wydał tom pt. „Horror poeticus” zawierający zbiór szkiców o współczesnej poezji i jej roli w XX wieku. W szczególności skupił się na okresie, który nastąpił po roku 1989. Śliwiński w swoich tekstach krytycznych prezentuje dokonania różnych poetów, zestawia i porównuje ich twórczość a także analizuje poszczególne wiersze, które poruszają inwencją i głębią. “Horror poeticus” także poszukuje odpowiedzi na pytanie, dlaczego odbiór poezji współczesnym czytelnikom sprawia tyle trudności i jakie problemy napotyka sama poezja w obecnych czasach.


W zbiorze znajdują się teksty na temat różnych twórców: Czesława Miłosza, Tadeusza Różewicza, Wisławy Szymborskiej czy Adama Zagajewskiego. Temu ostatniemu poświęcony jest miedzy innymi szkic “Urzeczenie czy udręka”, w którym autor zastanawia się czego może nauczyć Zagajewski o wielkiej poezji posługując się przykładami z tomu “Niewidzialna ręką” (2009). Śliwiński przedstawia twórczość poety zestawiając argumenty miłośników i przeciwników jego wierszy, prowadzi ukryty dialog między nimi wstawiając własne opinie i spostrzeżenia. Uznaje on poezję Zagajewskiego za “zjawisko retoryczne, w którego wnętrzu powstają różne deklaracje.”. Jednocześnie dochodzi do wniosku, że poeta próbuje zamaskować lęk, skrywa się przed osądem świata bojąc się, że może być postrzegany inaczej niż chce. Wiersze Zagajewskiego uważa za autoportrety, które poeta tworzył chcąc uzyskać obraz kogoś innego. Mimo to kluczowe pragnienia twórcy nadal są czytelne. Do tego Śliwiński zarzuca poecie monofoniczny charakter twórczości, w której rezultacie wiersze przestają odzwierciedlać rzeczywistość a w ich centrum staje samotnik skupiony na swoim wnętrzu. Jako trzecią cechę poezji Zagajewskiego Śliwiński uznaje chęć odróżnienia się od estetyki współczesnej, opartej na różnorodnych ironiach. Te ironie zdaniem poety prowadzą do odebrania istnieniu wzniosłości. Po zanalizowaniu wiersza „Niemożliwe” poznajmy, że Zagajewski jest “ironistą przebranym za metafizyka, postmodernistą przebranym za klasycystę, parnasistą udającym moralistę.” Zagajewski chcąc się wywyższyć zamiast opisów i analiz zaczyna zaklinać pospolitość, przemijanie, cielesność, grzeszność i doczesność. Wobec tego wszystkiego protestuje i jest to protest magiczny. Śliwiński dochodzi do wniosku, że wnętrze poety kryje w sobie dziecko zamyślone nad egzystencją. Poświęca on temu wiele wierszy w tomie, dotyczących spotkania syna z ojcem, ponieważ obaj chcą być dziećmi, jeden staje się nim na powrót, drugi nie przestaje pragnąć pozostać dzieckiem. Krytyk uznaje, że Zagajewski nie może odśpiewywać „sowich wierszy”, ponieważ czuje się skazany na oszczędzanie samego siebie, na tworzenie różnych autoportretów, w które układają się wszystkie jego wiersze. Poezja twórcy likwiduje teraźniejszość i zastępuje ją przez wieczność, a szczegóły detale i wygląd wyłaniają się z oddali. Paradoks twórczości Zagajewskiego polega na tym, że kiedy odwrócił się od doraźności osiągnął doraźnie efekty. I tak pozostaje poetą współczesnym.
         Inny szkic, zatytułowany „Poetyka przyjaźni” poświęcony jest Bohdanowi Zadurze. Podzielony na dwie części tekst rozpoczyna się od przedstawienia poety jako jednego z najwybitniejszych twórców polskich, który nie plącze się w niezrozumiałych metaforach, nie cofa się w czasie tylko pozostaje tu i teraz. Jego twórczość jest nie do końca znana, jak twierdzi Śliwiński, który w tym szkicu nie kłóci się z różnymi stronami tylko przedstawia swój punkt widzenia. Zadura jest człowiekiem, który pisze systematycznie i stara się zebrać i przefiltrować doświadczenia swoje i innych, aby utrwalić ich ulotną naturę. Twórca nie chce budować sobie pomnika ze spiżu, ucieka od polityki i tworzenia mitów o sobie. Pisanie według niego jest zajęciem banalnym i nie jest powodem do przyznawania sobie jakichś specjalnych zasług, wyróżnień i honorów. Antykapłańskie podejście Bohdana Zadury do pisarstwa uczyniło z niego postać kluczową dla poezji ostatniego dwudziestolecia. W kręgach młodych twórców nazywany jest „papą”. Zaproponował on lirykę jako konkret, który nie odbiega daleko poza siebie, nie przeobraża się łatwo w symbol, lecz jest przedmiotem wartym uważnej analizy i przyglądaniu się. Późniejsza twórczość poety zapisuje życie codziennie w najkrótszej formie, w rozmówkach, zdaniach wyrwanych z kontekstu, cytatach. Poeta szanuje język do tego stopnia, że nienawidzi wykorzystywania go do polityki, reklam, siłowych rozwiązań i jako narzędzia władzy. Wolność natomiast definiuje jako odporność. Odporność na “zaklęcia”, umiejętność rozróżniania tego, co w języku możliwe i niemożliwe. W drugiej części szkicu Śliwiński opowiada, jak zmieniała się twórczość Zadura, który za młodu określany był “mentalnym starcem” obojętnym na świat prawdziwych ludzi, uciekającym do bibliotek i muzeów. Rozpoznanie to bierze się z faktu, że Zadura zaczytywał się w klasykach, upodobał sobie elegancki sonet i starał się utrzymać nienaganną czystość i poprawność języka. Jednym z ważniejszych momentów szkicu jest wspomnienie o tekście „Daj mu tam, gdzie go nie ma”, w którym opisany jest pojedynek deblowy tenisa stołowego. Słowa, które zostały w nim wykrzyknięte stały się mottem poezji współczesnej. Zadane zostaje wtedy istotne pytanie „Czy poezja to naprawdę tylko gra, czy coś tak czy owak nie w pełni poważnego?”. Po kolei Śliwiński nawiązuje do toposu theatrum mundi, gdzie „życie przypomina teatr, a śmierć jest nałogową szachistką”. Zostaje postawiona teza, że dopiero gra, rywalizacja, adrenalina obdarza nas podmiotowością i mobilizuje do działania, dodaje sił. Taki wiersz, który wymaga rozegrania partii wymaga aktywności od czytelnika, sprawia, ze odbiorca staje się współtwórcą. Wymieniają się wtedy doświadczenia, cudze i własne, powstaje spójna całość, bo „tam, gdzie nie ma twoich myśli, uczuć, gdzie jeszcze nie zostałeś zaprowadzony przez wyświechtane konwencje, tam zaczyna się myślenie, przyspiesza wewnętrzne tętno”. Śliwiński w ten sposób przekazał jak odbierać poezję, która zaprasza do gry. Uznaje, że taka forma twórczości najwięcej wymaga od czytelnika,  powoduje powstanie pewnego rodzaju więzi pomiędzy odbiorcą i nadawcą.

Te dwa szkice, to tylko przykład jak wnikliwie i precyzyjnie  Piotr Śliwiński przedstawia zarówno poezję, jak i twórców w swojej książce. Każda analiza jest niepowtarzalna, teksty te mają różne formy, opowiadają o różnych tematach, nie kłócą się ze sobą tylko łączą w spójną całość. Całość ta to obraz polskiej poezji współczesnej, obraz poety oraz obraz czytelnika.  W całym dziele autor zestawia różne argumenty, zgodne i odmienne od jego poglądów. Nad całością jednak dominuje subiektywizm i własna wizja tworzenia. Język dzieła jest wyszukany i trudny dla nieobytego z literaturą czytelnika. Może jednak warto zdobyć się na wysiłek i zobaczyć otaczającą nas rzeczywistość oczami poetów. Może widzą więcej, może pozwoli nam to na urozmaicenie naszej wizji świata. Każdemu, kogo ciekawi polska literatura współczesna poleciłabym książkę Śliwińskiego, aby wiedział na co zwracać uwagę i „kogo” czytać. Jeśli już czytamy, czytajmy mądrze.

Agata Koprowska

sobota, 15 września 2012

Piotr Śliwiński - spotkanie w LO IX

było o wiele lepiej niż "jakoś"

14 września do naszej szkoły zawitał znamienity gość – krytyk literacki Piotr Śliwiński. Udało mu się jednak przemknąć przez korytarze dziewiątego liceum bez rozdawania autografów, zapewne dlatego, że żaden z uczniów nie miał bladego pojęcia, kim pan Śliwiński jest. My nie byliśmy wyjątkiem – o jego istnieniu dowiedzieliśmy się trzy dni wcześniej, gdy dostaliśmy do przeczytania jego teksty i niestety wiele nam one nie pomogły – większość z nas po przejrzeniu kilku pierwszych akapitów ze zrezygnowaniem wypisanym na twarzach zamknęła Słownik Języka Polskiego i pocieszała się myślą, że „jakoś to będzie”. Na szczęście, dzięki notkom biograficznym o panu Śliwińskim, z których co nieco się o nim dowiedzieliśmy, oraz jego uprzejmości i wyrozumiałości, było o wiele lepiej, niż „jakoś”. Jak to zwykle bywa, początki były trudne, bo pan Śliwiński nie za bardzo wie, co powiedzieć, a my zbyt przerażeni, by o cokolwiek zapytać. Szczerze mówiąc, wtedy pierwszy raz w życiu zaczęłam się zastanawiać, czy umiem wystarczająco dobrze mówić po polsku, by porozmawiać z guru literatury współczesnej. Te moje rozważania na temat znajomości języka przerwało pytanie pana Śliwińskiego - „Po co się pisze wiersze?” - i ta okropna, pełna napięcia cisza na sali, przez którą aż uszy bolą. I cisza, cisza, nikt nic nie mówi, gość czeka, a ja siedzę w pierwszym rzędzie i presja wręcz przygniata. W końcu, po kilku sekundach (równie dobrze mogło to być kilka godzin, niewielka to była wtedy różnica) odpowiedziałam coś, co było zupełnie banalne, przewidywalne i konwencjonalne, ale pan Śliwiński i tak się uśmiechnął i wtedy uświadomiłam sobie, że to jest zwykły facet, który po prostu bardzo dobrze zna się na literaturze i nie trzeba się go bać, ba!, kłócić się z nim trzeba, bo inni jeszcze do tego wniosku nie doszli, a nie może nas zapamiętać jako stadko potulnych baranków bez własnego zdania. Pan Śliwiński jakby czytał mi w myślach – zaraz potem wygłosił dość kontrowersyjną opinię na temat młodzieży, która nie czyta książek i uważa poezję za nudną i bezwartościową, na co mogłam odpowiedzieć zgodnie z moimi przekonaniami i obserwacjami – że przecież czytamy i to całkiem sporo, a i kilku miłośników poezji się znajdzie, co więcej tacy bardzo zyskują w moich oczach. Zaraz potem zapytaliśmy pana Śliwińskiego, co sądzi o najpopularniejszych książkach ostatnich lat, takich jak „Kod Leonarda da Vinci” czy „Harry Potter”. Nasz gość musiał przyznać, że nie jest na bieżąco z bestsellerami, ale czytał „Harrego Pottera” i jest to klasyczna, angielska baśń, do tego dobrze napisana. Z kolei „Zmierzch” czy powieści Paulo Coelho są mocno niestrawne (w tym momencie pan Śliwiński skradł moje serce, bo według mnie przeładowana pseudo-mądrościami twórczość Coelho jest bardzo przeceniana). Poza tym zdradził nam, co o tych książkach myśli jedna z niewielu osób, które mają odwagę kwestionować gust literacki pana Śliwińskiego, a mianowicie jego syn. Rozmawialiśmy też o tym, co aktualnie omawiamy na lekcjach – trafiło na kazania Piotra Skargi i dzieła oświecenia, po czym w zaskakujący sposób przeskoczyliśmy na temat poezji śpiewanej. Pytań i odpowiedzi było wiele, jednak sądzę, że nie one były sensem tego spotkania. Najważniejsze, że odważyliśmy się rozmawiać z kimś, kto ma wiedzę o wiele większą od naszej, w dodatku z potwierdzoną pozycją w świecie literatury. Pan Śliwiński skutecznie złamał stereotyp mizantropijnego krytyka literackiego na rzecz człowieka otwartego i skłonnego do dyskusji nawet z licealistami. Piotrowi Śliwińskiemu bardzo za to dziękujemy, spotkanie uważamy za udane i zapraszamy ponownie do sali nr 60 w XI Liceum Ogólnokształcącym. 
 Anna Hnatkowska
 

Odważyliśmy się rozmawiać

piątek, 14 września 2012

Czarna Labradorka







W czwartek, w ramach Pogotowia Literackiego, odbyło się spotkanie ze znanym krytykiem, profesorem Piotrem Śliwińskim. Miało ono miejsce w księgarni Miało ono miejsce w siedzibie Fundacji Europejskich Spotkań Pisarzy. Wybraliśmy się tam znaczną częścią naszej konkursowej grupy.

Dzień wcześniej, w ramach przygotowania się do spotkania, dostałam kilka rozdziałów jego książki  Horror Poeticus.

Usiadłam, zaczęłam czytać, przerwałam, znowu zaczęłam…

W końcu stwierdziłam, że nic nie rozumiem. Nie poddałam się jednak. I dzięki temu natrafiłam na zdanie, które w jakiś sposób utkwiło mi mocno w pamięci:

„Wchodząc do świata wyobraźni zostaw na progu mentalne przyzwyczajenia, odłóż miary, za pomocą których zwykłeś rozpoznawać i opisywać swoje życie, otwórz się, a może dane cię będzie doznać oczyszczenia i powrócisz – jeśli zechcesz wrócić- zmieniony.”
 
To piękny opis tego, jak należy traktować poezję, prawda? A mimo to  (gdy czytałam dalej)  zaczęłam się obawiać, że z czwartkowego spotkania nie zrozumiem zbyt wiele.

Na początku poznaliśmy kilka ważnych i nieważnych szczegółów z prywatnego życia Piotra Śliwińskiego. Ja między innymi dowiedziałam się , że ma on psa- czarna labradorkę.
I tu z miejsca zyskał moją bezgraniczną sympatię, mówiąc : „Muszę sprostować, bo po chwili namysłu stwierdzam, że to nie ja mam czarną labradorkę, ale to czarna labradorka ma mnie!”

Byłam więc od początku pozytywnie nastrojona, a nastrój ten umacniały kolejne wypowiedzi Pana profesora. Mówił on, że krytyk nie jest przyzwyczajony do spowiadanie się ze swojej pracy i że właściwie wszystko, co powie, będzie bardziej ubieraniem się niż rozbieraniem. Cenię w ludziach szczerość i może to właśnie dlatego te słowa tak mi się spodobały.

Słuchaliśmy o pracy krytyków. O tym, że powinni oni być zawsze po stronie literatury i jej czytelnika, ale tak  jest w teorii. W praktyce zaś krytyków można podzielić na ‘konstruktywnych’ (z założenia  podziwiających  i wychwalających dzieła oraz ich autorów) oraz ‘obiektywnych ‘ (grymaszących).

Ale cóż oznacza „być po stronie literatury”? Według Piotra Śliwińskiego, jest to chęć znalezienia się w świecie, w którym jej nie brakuje, jest to bycie po stronie nieoczywistości. Jak mówił, bez literatury nie ma szansy wypowiedzenia się, określenia siebie lub choćby chęci wyspowiadania się z trudności w dokonaniu tego.

Kiedyś dobre wychowanie człowieka było synonimem jego oczytania. Dzisiaj nie do końca tak jest. A jednak zawsze  warto zmierzać się z tekstami, w szczególności trudnymi. Nagrodą jest sam wysiłek, jaki włożymy w tę próbę.

Dalej - krytyk powinien być niejako po stronie drzwi (w sensie przedmiotu otwierającego jakąś przestrzeń). Nie powinien on kierować się chęcią „przykopania” jakiejś książce lub czyjejś koncepcji., a przecież ,że w tej profesji nie chodzi o to, by wszystkich chwalić i być miłym. Ludzie jednak  nie lubią złych opinii na temat własnej twórczości, więc i bohater naszego spotkania nie jeden raz musiał uciekać przed wściekłymi autorami.

Kolejnym wątkiem poruszonym przez Pana Profesora był problem istnienia  kanonu dzieł. Trudna tu rola krytyka, który z jednej strony powinien być za istnieniem kanonu – stanowi on bowiem dla krytyka punkt odniesienia i po jego zlikwidowaniu najbardziej by go brakowało – a z drugiej strony przeciw – żeby nie blokować rozwoju, nie tracić kontaktu ze współczesnymi autorami.

A jednak, jak stwierdził, mimo wartości kanonu w szkołach powinno się szukać tekstów, które zaciekawią ucznia, ponieważ „wszystko co go nie zapala, nie czyni go czytelnikiem, a jeśli nie będzie czytelnikiem, to po co mu to czego wyuczył się w szkole”! To dotyczyło spraw mi bliskich, więc zwróciło moją szczególną uwagę.

I jeszcze na zakończenie powiedział: „Twórcy nowej reformy edukacji powinni stanąć w Stanach Zjednoczonych przed Trybunałem Stanu”….

Moje odczucia dotyczące spotkania są naprawdę pozytywne. Uważam, że było ono bardzo ciekawe i dotyczyło też  wielu spraw dla mnie( jako dla licealistki i czytelniczki) ważnych.   Jednakże mam też zastrzeżenie – Panu Profesorowi zdarzało się mówić na jeden temat, potem na drugi, wracać do pierwszego, znów mówić o czymś innym... Litości! Za dużo na raz! Miałam czasem odrobinę trudność z nadążeniem za tym, co pan Piotr Śliwiński chce nam przekazać…

Magdalena Białek

Co o Piotrze Śliwińskim wiedzieć należy…


Polski krytyk literacki, badacz polskiej poezji współczesnej. Absolwent I LO im. Kompałły i Lipskiego w Ostrowie. Profesor Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Autor wielu artykułów i książek krytycznoliterackich (m.in. Przygody z wolnością), współautor Literatury polskiej XX wieku (razem z Anną Legeżyńską i Bogumiłą Kaniewską), Literatury polskiej 1976-1998 (razem z Przemysławem Czaplińskim) i Poezji polskiej po 1968 roku (razem z Anną Legeżyńską). Od 2006 przewodniczący jury Nagrody Literackiej Gdynia. Jeden z opisanych przez Barbarę Tyszkiewicz, osób w słowniku bibliograficznym Polscy pisarze i badacze literatury przełomu XX i XXI wieku.

Autor Horror poeticus, książki opublikowanej  w serii Szkice Biura Literackiego. Podniósł poziom mówienia o polskiej poezji i krytyce literackiej na wysoki, niespotykany dotąd, poziom.

W „Świecie na brudno” sam o sobie stwierdza:
”Nie mam się za marszałka krytyki współczesnej, wielkiego stratega czy za głos zbiorowego sumienia, lecz tylko za jednego z jej szeregowych pracowników.”

Natomiast Marian Stala w szkicu „Konstruktywny pesymista” pisze o nim tak:
„Śliwiński jest krytykiem na trudny czas, krytykiem piszącym o poetyckich przygodach z wolnością i oprowadzającym nas po świecie, w którym granice są rozmyte, a wartości ulegają zakwestionowaniu...”

Alena Loreth