Na spotkaniu
naszej grupy poprzedzającym Port Literacki dostaliśmy wiersz
Julii Fiedorczuk pod tytułem Fort-Da. Nie zrozumiałam go do końca -
wiele sformułowań wydawało mi się co najmniej dziwnych, a ogólny sens dość
mglisty …Jednak z pewnością było w nim coś intrygującego.
W pierwszej części spotkania, autorka objaśniała nam
poszczególne fragmenty swojego utworu. Rozpoczęła od tytułu. Fort-Da.
..
Był on dla mnie niezrozumiały. Myślałam, że jest to nazwa
jakiegoś fortu lub po prostu bezsensowny zlepek liter. Okazało się jednak, że
ma dużo głębsze znaczenie. W ten sam sposób został nazwany najsłynniejszy
fragment w książce Freuda - moment, w którym przechodzi od optymistycznych
tematów (popęd miłości) do pesymistycznych (popęd śmierci). Opisywana jest w
nim zabawa półtorarocznego wnuczka autora. Brał on do ręki przeróżne małe
przedmioty i wszystkie odrzucał od siebie, najlepiej poza zasięg wzroku,
krzycząc przy tym: „Oooo!”. Freud dopatrzył się w tym niemieckiego słowa
„fort”, które w języku polskim oznacza „precz”. Następnym razem zabawa została
nieco zmodyfikowana – małe obiekty zastąpiła szpulka nici, która po każdym
kolejnym wrzuceniu jej pod kołyskę, zostawała wyciągana z okrzykiem:„ Da!” (
„jest”). Było to więc nic innego jak gra w „Nie ma – jest”.
Z pozoru bezmyślna rozrywka. Jednak tak naprawdę jest to
przełomowy moment w życiu dziecka. Zaczyna ono sobie zdawać sprawę, że istnieje
taki stan jak nieobecność. Wcześniej zna tylko obecność. Jest więc to nie tylko
zabawa, ale też zdanie sobie sprawy z tego, że rzeczy są kruche i nietrwałe, że
istnieje coś takiego jak śmierć…
Zrozumienie tytułu wiersza wyjaśniło mi wiele. Fakt, że
Julia Fiedorczuk zatytułowała tak swój utwór zainteresował mnie.
Później wyjaśnione zostało kilka kolejnych wersów:
„śniło mi się, że byłam złym starcem, mówi
moja córka w piżamce koloru lobelli, kiedy
siedzimy przy stole jak portrety w sepii
poranka, kurz w moich oczach a w jej (…)”
Pierwszy wers to słowa autentycznej córki autorki, które
zostały wypowiedziane w samą porę - Julia Fiedorczuk dostała wiadomość, że ma
tydzień na stworzenie wiersza do tomiku „Noir” Marcina Sendeckiego. Brakowało
jej tylko pomysłu… W momencie, w którym usłyszała wyżej wspomniane wyznanie,
już wiedziała, o czym napisze.
Lobella… - nazwa pięknego kwiatu o pastelowym kolorze…
Patrząc na niego, nie zdajemy sobie sprawy, z tego, że jest on trujący.
„Piżamka w kolorze lobelli” to kontrast pomiędzy tym, co dziecięce, przyjemne,
miłe a tym, co przykre, smutne, trudne do wyjaśnienia. Czyli w tym wypadku
śmierci.
„Portrety w sepii” odnoszą się do czegoś, co stało się
wątkiem później bardziej rozwiniętym przez poetkę - że właściwie nie
jesteśmy w stanie żyć „ tu i teraz”. W momencie, w którym uświadamiamy sobie,
że jesteśmy „tu”, to już nie ma „teraz”. Podsumowując, od obecności oddala nas
uświadomienie sobie tej obecności.
Dowiedziałam się, że użycie przerzutni może
dać wrażenie, że czas (tak samo jak zdanie) zostaje przepołowiony.
Zabawa w śmierć była jednak tym, co najbardziej mnie
zastanawiało. Czy chodziło o jakąś faktyczną grę, czy też była to tylko forma
służąca uświadomieniu dziecku istoty śmierci?
Nastąpił czas na pytania. Różne. Dotyczące różnorakich
problemów. Jednym z nich była kwestia ‘rozumienia’ poezji. Według pani Julii,
wystarczy „jedynie” zmierzyć się z trudnością, skupić się, wytężyć uwagę.
Ponadto należy umieć zrównoważyć odczuwanie utworu z rozbieraniem go na części
- te pozornie wykluczające się metody w rzeczywistości mogą się łączyć. W
zasadzie jednak utwór zostaje zrozumiany prawidłowo wówczas, gdy potrafimy się
wzruszyć sytuacją w nim przedstawioną.
Jeszcze jeden moment spotkania utkwił mi szczególnie w
pamięci – stwierdzenie Julii Fiedorczuk: „ Nie można być poetką. Można nią
tylko bywać”.
Na mnie
bohaterka spotkania wywarła bardzo pozytywne wrażenie. Mówiła swobodnie,
ciekawie, potocznym językiem, odpowiadała szczerze na zadawane pytania. I to,
co mnie zachwyciło – po tym spotkaniu naprawdę zrozumiałam sens
wiersza Fort – da!