Podziwiam
ludzi, którzy potrafią napisać recenzję tomiku wierszy. Ja nie
potrafię się do tego zabrać mimo tego, że „Na dzień dzisiejszy
i chwilę obecną” Jerzego Jarniewicza podoba mi się nawet więcej
niż bardzo.
Ludzie
znowu się na mnie dziwnie patrzą w autobusie. Chyba wiem dlaczego.
Otwieram książkę, czytam jeden lub dwa wersy i patrzę przez okno.
Każde słowo, każdy przecinek powodują inne myśli, inne
wątpliwości. ECH. Ludzie nie rozumieją, każdy to powie, wynika to
ze sztuki, z poezji, z życia.
Czytając
wcześniejszy fragment stwierdziłam, że chyba coś jest ze mną nie
tak. Skąd zakładam, że wiem coś o życiu?
Znów
wracam do Jarniewicza i znów znajduje w nim odpowiedzi. Ile można
zawrzeć w tych krótkich zdaniach, ile treści w jednym wyrazie…
Znów nie mam weny. Kulę się pod kołdrą z latarką i dwiema
książkami - „Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną” oraz z
Pilipiukiem. Płaczę z bezsilności i śmiechu czytając obie
pozycje.
Trochę
odetchnęłam. Trzy dni przeziębienia i siedzenia w domu sprawiły,
że odpoczęłam, zrelaksowałam się. I myślę, że mogę zacząć
pisać. Ale o czym? O płaczu, kiedy czytałam „Batman rzuca
kością”? Czy o śmiechu, którego nie mogłam powstrzymać
czytając „Ściany były podwójne, obite niedrogim perkalem”.
Albo gdy przypomniałam sobie historię z krzesłem ze spotkania.
Co
można napisać, nie pisząc nic? Pewnie nic. Chociaż może, że
wywołanie emocji przez pięćdziesięciostronicowy tomik jest
oczyszczające, ale powinno być zakazane dla osób o słabych
nerwach. Można też dodać, choć pewnie niektórzy nie uwierzą, że
jest to poezja warta przeczytania.
Klaudia
Sudoł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz