piątek, 5 października 2012

O Jerzym Jarniewiczu słów kilka - relacja ze spotkaia w LO IX

Muszę przyznać, że nie lada trudność sprawia mi ustosunkowanie się zarówno do Jerzego Jarniewicza, jak również do jego twórczości. Wynika to głównie z nijakiego stosunku autora do swoich dzieł, do poezji samej w sobie, oraz do odbiorcy.

Pan Jarniewicz uważa wiersz za samoistny twór językowy. Nie próbuje nim sprowokować odbiorcy do reakcji, gdyż twierdzi, że to go (wiersz) uśmierca. Nie jest także formą ekspresji. Autor ujmuje jedynie otaczającą go rzeczywistość przez pryzmat własnego poznania. Niewyrażalność doświadczenia jest dla mnie aksjomatem - twierdzi. Ja wierzę, że istotą każdego doświadczenia jest pustka, a jakakolwiek wartość jest rzeczą nadaną przez obserwatora, gdyż bez obserwatora nie zachodzi żadne doświadczenie. Skoro jednak już tu jesteśmy i postrzegamy rzeczywistość za pomocą narządów zmysłów, a następnie analizujemy używając do tego dualizmu i licznych koncepcji, jak język chociażby, możemy używać tych narzędzi do osiągnięcia stanu, w którym wszelkie doświadczenie wyzwala się samo, poza ograniczonymi metodami poznawczymi obserwatora. Być może właśnie to w swej enigmatycznej postawie stara się przekazać autor? 




Lecz nie. On uparcie twierdzi, że nie próbuje niczego przekazać. Nie stara się nikomu otworzyć oczu, ani dostroić serca. Zwyczajnie korzysta ze swoich zmysłów rejestrując rzeczywistość, a następnie ze swojego warsztatu archiwizując ją. Jest jak liryczna kamera o wielu filtrach, które odpowiadają za jakość odbitek doświadczenia. Taka forma poezji jest dla mnie całkowicie niezrozumiała.

Czym jest poezja, która nie ocala
Narodów ani ludzi?
Wspólnictwem urzędowych kłamstw,
Piosenką pijaków, którym za chwilę ktoś poderżnie gardła,
Czytanką z panieńskiego pokoju.

Fragment wiersza "Przedmowa"
Czesława Miłosza



Zdaję sobie sprawę, że Pan Jarniewicz jest dużo bardziej wykształcony w zakresie poezji ode mnie i sądzę, że każdy, kto zagłębi się w jego twórczość osiągnie to samo rozpoznanie, jednakże trapi mnie wątpliwość: czy poezja rzeczywiście wymaga wykształcenia? Artur Rimbaud wszystkie swoje najlepsze wiersze napisał między szesnastym a dwudziestym pierwszym rokiem życia. Był wybitnie uzdolniony i miał wysokie osiągnięcia w nauce, lecz porzucił wszystko i przyłączył się do Komuny Paryskiej. Nie skończył uniwersytetów, nie czerpał nauk od mistrzów, a jednak stał się legendą. 

Czyż nie jest tak, że wielkie poematy piszą się same, afirmując kolejne strofy w doświadczeniach artysty? Oczywiście potrzeba tu narzędzi, warsztatu, by wiernie uformować treść, gdyż nawet parobek zdolny jest doświadczyć transcendencji, lecz w efekcie jedynie zaniemówi. Nie jest jednak wymogiem, a już z pewnością nie wyznacznikiem jakości poematu, poziom wykształcenia poety. Istotniejsze wydaje się, co wpływa na twórcę wiersza. Jeśli inspiracja płynie z licznych dzieł literackich, czytanych w przerwach między spółkowaniem w zaciszu hotelowych pokoi, zagłuszanym jedynie przez medialny szum, nie należy się spodziewać czyjegokolwiek ocalenia, a raczej zestawienia seksu z Lepperem i samouwielbienia wykształconego bałwochwalcy.

Maciej Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz