poniedziałek, 12 listopada 2012

„Nigdy nie będziesz mój”, czyli Bargielska o nie-miłości

Dla jasności – nie znam się na poezji. Nie potrafię ocenić wartości wiersza przez genialne użycie metafory, przerzutnię w odpowiednim miejscu czy przez powtórzenie nadające rytm.

Zarówno pani Bargielska, jak i nasza polonistka, były zachwycone wierszem „To nie jest żaden z tych słodkich arbuzów”. Podobno jest to niemal majstersztyk, ale ja tego nie widzę, bo zwyczajnie nie patrzę na to tak profesjonalnie. Jako zupełny żółtodziób, który w tym świecie sztuki, literatury i środków stylistycznych porusza się po omacku, potrafię tylko powiedzieć, który wiersz jest fajny. Każdy nauczyciel polskiego, którego miałam okazję poznać w ciągu jedenastu lat edukacji, zapewne teraz nieźle by na mnie nawrzeszczał, bo „NIE PISZE SIĘ, ŻE COŚ JEST ‘FAJNE’”, ale tutaj żadne słowo nie jest bardziej odpowiednie. Mogłabym zmyślać, że „pani Bargielska w swoich wierszach cudownie łączy dziecinną naiwność z odwagą dojrzałej kobiety”, albo „personifikacja firmy Agfa w taki sposób, że kojarzy się z mitologiczną boginią, jest wręcz mistrzowskim działaniem”, ale to nie to, co czuję, czytając tomik Bach for my baby. Natomiast czuję, że jest też o mnie, że dobrze go rozumiem, dlatego właśnie jest fajny.

Mam prawie osiemnaście lat, wchodzę w dorosłe życie, w dorosłe problemy i w (prawie) dorosłe związki. I właśnie taki prawie dorosły związek i prawie dorosła miłość jest w każdym wierszu. Jak powiedziała sama autorka, kobieta mówiąca w wierszu kocha płytko, nie zna obiektu swoich uczuć, ale chce go mieć. Kocha nieco egoistycznie, niedojrzale, może trochę zaborczo, jest nawet od niego uzależniona, chociaż stara się tego nie pokazywać. „Toczę wojnę na wszystkich frontach”, ale nadal „odpisz mi jak najszybciej”. Mimo trzydziestu wierszy o jednym mężczyźnie, nadal nic o nim nie wiadomo, bo jego cechy nie są ważne dla tej kobiety. Skupia się całkowicie na swoich uczuciach do niego, żywi się nimi, bo swojego kochanka zwyczajnie nie zna.

Takie właśnie są miłostki, które przeżywam i widzę naokoło. Dziewczyny kochają chłopaków, bo „on jest taki słodki”, a chłopcy kochają dziewczyny, bo „patrz, jakie ma świetne nogi”. I, tak jak w wierszach Bargielskiej, udają silnych i niezależnych, takich w stylu „Sam se napisz, mężu”. Takie właśnie „uczucia” opisuje Bargielska i dlatego zarówno ja, jak i każdy, kto kiedyś był młody i zauroczony, może się z tym identyfikować i dobrze zrozumieć. Ktoś wreszcie napisał nie o nieszczęśliwej miłości, a o nieszczęśliwej prawie-miłości, której na świecie jest o wiele więcej i którą każdy przeżył. Lecz żeby to wszystko nie było tak przygnębiające, Bargielska użyła patentu amerykańskich reżyserów – stworzyła piękny happy-end, narodziny córki, a wraz z nią narodziny prawdziwej miłości, takiego „zupełnie innego piękna, które jest jedyną nadzieją tego świata”. 

Anna Hnatkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz