Były targi książki. Jak co roku. Od
czwartku do niedzieli (29 listopada – 2 grudnia). Dla uczniów
naszej szkoły to rzecz oczywista, że na początku grudnia z jakimś
nauczycielem na pewno się tam wybierzemy. Bo blisko, cel szczytny.
Stoiska mają prawie wszystkie wydawnictwa, jakie działają w naszym
kraju – może nie jest tak źle z naszą kulturą, skoro jest ich
całkiem sporo. Dla każdego ucznia nie bez znaczenia jest fakt, że
można tam kupić książki z dużym rabatem. Jak dużym?
Przynajmniej 10%, choć większość wydawców daje więcej. Zdarzają
się też prawdziwe perełki. Książki za 5, 10 zł. Naukowe,
literackie – do wyboru, do koloru. No i rabat specjalny. Ja robię
to tak: długo stoję z książką w łapie, wertuję, oglądam,
wzdycham. Ściągam sprzedawcę wzrokiem. Pytam o cenę. Znowu
wzdycham. Zazwyczaj się tłumaczą, że rabat i tak duży. No tak,
ale i tak nie starczy, a pani od polskiego polecała... Nie
wyobrażacie sobie jak to działa! „Dostojewski i przeklęte
problemy” Przybylskiego wpadł w moje łapy za 15 zł, zamiast 30
(z rabatem). I kłamstwa nie było, bo polonistka rzeczywiście
zachęcała, gdy omawialiśmy „Zbrodnię i karę”.
Poza wymiarem promocyjno - zakupowym
targi to okazja spotkania z wybitnymi pisarzami. W zeszłym roku
miałam okazję pogadać z Wojciechem Kuczokiem ( a może dwa lata
temu?). A mama zrobiła mi miłą niespodziankę w postaci książki
z dedykacją Olgi Tokarczuk.
Dobrze, że mamy takie targi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz