„Sylwetki i cienie” to najnowszy tomik poetycki Andrzeja Sosnowskiego, chyba najwybitniejszego poety pokolenia. Poetyckie wiersze, poetycka proza. (Czasami proza Sosnowskiego jest bardziej poetycka od poezji wielu poetów). Wszystko wplecione w elementy kalendarza Majów, którzy zapowiedzieli, że za kilka dni nas nie będzie. Więc cień Majów przede wszystkim. Ale jest jeszcze Wielki Nieobecny – Artur Rimbaud. Wzywany do Zanzibaru (bo tam „podobno jest co robić”), wymieniający nazwy kolejnych miast, które odwiedził (Herrer, Berbera, Goro, Harar), karmiący się nieszczęściami (bo „niczego nie można studiować poza nieszczęściem”). „Uprowadzony przez inność i zesłany w obcość”.
Andrzej Sosnowski jest poetą nieuchwytnego (znikliwego). Jest poetą nastroju. Czaruje czytelnika ulotnymi obrazami cichego wiatru w srebrnym zbożu, zwichrzonych kałuż pod kościołem. Oddaje szaleństwo świata. Zmusza do zatrzymania się. Zastanowienia.
To nie jest poezja dla wszystkich. Na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz